Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

18 lipca 2002 r.
14:50
Edytuj ten wpis

Wciąż czekam na sprawiedliwość

Grażyna R. z Lublina od 1999 roku walczy o odszkodowanie z powodu błędu w sztuce lekarskiej. Mimo że ma pozytywną opinię biegłego, że raz już zapadł korzystny dla niej wyrok, sprawa dalej się ciągnie. - W sądzie stawałam już chyba ze dwadzieścia razy - mówi zrozpaczona. - Czuję się już upokorzona tym, jak w naszym kraju pacjent musi walczyć o swoje prawa.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
A Grażyna R. straciła nie tylko zdrowie. Choroba miała wpływ i na życie rodzinne, i na przebieg pracy zawodowej. Wystąpiła o odszkodowanie do wojewody lubelskiego, któremu w 1996 roku podlegał szpital przy ul. Lubartowskiej.
- Nie chodziło mi o to, by występować przeciwko konkretnej osobie - mówi dziś. - Po tym jednak, co mnie spotkało, mam zamiar złożyć na doktora G. skargę w izbie lekarskiej.
Banalna choroba
Grażyna R. cierpiała na dolegliwości kobiece od 1995 roku. Leczyła się w przychodni i prywatnie u dr. Janusza G., wówczas zastępcy ordynatora oddziału ginekologii Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego przy ul. Lubartowskiej.
- Dr G. rozpoznał u mnie mięśniaki - mówi Grażyna R. - Dał mi skierowanie do szpitala. Po raz pierwszy trafiłam tam 13 czerwca.
Dzień później u pacjentki wykonano zabieg wyłyżeczkowania jamy macicy. Siedem dni później - operację wyłuszczenia mięśniaków. Usunięto jeden duży mięśniak oraz kilka mniejszych, zoperowano torbiel jajnika. Dziesięć dni później pacjentkę wypisano do domu.
- Już po operacji nie czułam się najlepiej - mówi Grażyna R. - Zaaplikowano mi antybiotyk. Prawdziwe schody zaczęły się jednak po powrocie do domu.

Recepta na lepsze samopoczucie
Grażyna R. zaczęła gorączkować. Bolał ją brzuch, bolała noga.
- 2 lipca poszłam do prywatnego gabinetu dr. G. - mówi. - Nawet mnie nie zbadał. Wystawił za to trzy recepty, w tym na maść ichtiolową... Teraz dr G. podczas procesu twierdzi, że w ogóle po operacji u niego nie byłam. A przecież ja do dziś mam te recepty.
Stan chorej pogarszał się. Przez kolejne dwa dni rodzina wzywała pogotowie. 4 lipca Grażyna R. znowu trafiła do szpitala.
- Położono mnie na sali, gdzie umierały inne kobiety - mówi. - Myślałam, że mam raka, traciłam na wadze. W sumie schudłam 20 kilo! Brałam wiele antybiotyków. Teraz wiem, że stwierdzono u mnie ogólne zakażenie organizmu, tak zwaną posocznicę i podejrzenie mięśniaka, choć przecież właśnie z tego powodu byłam operowana!
Droga przez mękę
W szpitalu pacjentka była do 23 lipca. Po powrocie do domu nadal czuła się źle. Kolejny pobyt na oddziale od 29 lipca do 3 sierpnia. Po dwóch tygodniach przyszedł krwotok. Dostała leki.
- Byłam po raz kolejny u dr G., bo krwotoki nie ustawały - mówi Grażyna R. - Doktor powiedział, że mam zrosty po operacji. Przestałam mieć jednak zaufania do jego metod leczenia, szczególnie po tym jak zajął się mną po operacji. A w końcu nie robił tego wyłącznie za pensję, bo dziękowałam, jak umiałam. Zmieniłam lekarza i w grudniu 1996 roku zaczęłam leczyć się u doktora Irosława Szamańskiego ze szpitala kolejowego.
Dr Szymański stwierdził, że są mięśniaki. Namawiał Grażynę R. na kolejny zabieg.
- Bałam się położyć na stół operacyjny - mówi pacjentka. - Ale cały czas czułam się źle. W końcu w maju 1999 roku przeprowadzono u mnie radykalną operację wycięcia macicy z przydatkami. Dr Szymański powiedział, że miałam trzy mięśniaki.

Zniszczone życie
Ból, szereg pobytów w szpitalu, kolejne zabiegi - Grażyna R. twierdzi, że to wszystko zniszczyło jej życie. Miała świetną pracę, wyjeżdżała zagranicę. Skończyły się wyjazdy i dobre diety.
- Dobrze, że w ogóle nie straciłam pracy - mówi. - Ale zawdzięczam to wyłącznie życzliwości moich przełożonych. W domu jednak też przestało się dobrze układać. Stale cierpiąca kobieta nie może być idealną żoną.
Postanowiła więc walczyć i w listopadzie 1999 roku wystąpiła do sądu z pozwem przeciwko skarbowi państwa w osobie wojewody lubelskiego.
- Nie chciałam skarżyć konkretnych lekarzy - powtarza. - Chciałam uzyskać przynajmniej rekompensatę finansową za swoje cierpienia.
W styczniu 2000 roku była pierwsza rozprawa. Nie stawił się na nią przedstawiciel wojewody, nie złożono odpowiedzi na pozew. Wyrokiem zaocznym sąd zasądził na korzyść Grażyny R. 75 tys. zł z odsetkami od listopada 1999 roku i 3 tys. zł kosztów procesu.
- Odetchnęłam, ale na krótko - mówi Grażyna R. - Pełnomocnik wojewody nagle się ocknął. Sąd przywrócił termin odwołania. Zaczął się proces, nie lepszy od szpitalnej gehenny.

Biegły popiera pacjentkę
Sąd przesłuchiwał świadków, wystąpił o opinię biegłego. Werdykt w sprawie Grażyny R. wydał znany lubelski ginekolog, pracownik Akademii Medycznej prof. dr hab. Włodzimierz Baranowski. W opinii napisał, że siedmiodniowy termin pomiędzy zabiegiem wyłyżeczkowania jamy macicy a operacją wyłuszczania mięśniaków był za krótki. W podobnych przypadkach zalecane jest odczekanie od 4 do 8 tygodni. Wcześniejszy termin operacji mógłby być uzasadniony jedynie zagrożeniem zdrowia lub życia Grażyny R. Z dokumentacji szpitalnej wynika jednak, że wskazań takich nie było.
"W związku z tym istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wykonanie obydwu zabiegów w krótkim czasie miało związek z wystąpieniem posocznicy w przebiegu pooperacyjnym” - czytamy w opinii. "Natomiast powikłania po posocznicy (zrosty, ogniska ropne w jajowodzie) powodujące zespół bólowy miednicy małej mogły być przyczyną wykonania operacji wycięcia macicy wraz z przydatkami.” Profesor stwierdził również, że zakres cierpień fizycznych był na tyle znaczny, że w istotny sposób mógł ograniczyć aktywność życiową i zawodową powódki.
- Myślałam, że jestem uratowana, skoro taki autorytet staje po mojej stronie - mówi Grażyna R. - Niestety, okazało się, że to nie koniec. Sąd na wniosek pełnomocnika wojewody ponownie na świadka powołał dr G. To wtedy mówił, że mnie nie widział po operacji i oczywiście twierdził, że nie zgadza się z opinią biegłego, że wszystko było w porządku. Pełnomocnik wojewody zakwestionował opinię profesora Baranowskiego i wystąpił o wydanie kolejnej opinii. Tym razem skierowano mnie do lekarza z Białegostoku.

Zdania odrębne
Dr Irosław Szymański, obecnie ordynator oddziału ginekologii szpitala kolejowego, który operował Grażynę R., nie ukrywa, że w sprawę nie bardzo chciałby się mieszać. Grażyna R. mówi, że doskonale go rozumie, bo obecnie dr G. jest w jego szpitalu zastępcą dyrektora, więc sytuacja jest niezręczna.
- Owszem były zrosty, na pewno pacjentka wiele przeszła - potwierdza dr Szymański. - Ale ja nie chcę wypowiadać się na temat związków przyczynowo skutkowych czy błędów w sztuce lekarskiej. Są w Lublinie większe ode mnie autorytety, lepiej sięgać po ich opinie.

Dr Janusz G. twierdzi, że nie popełnił błędu.
- W naszym szpitalu był taki tok postępowania, jaki zastosowano w przypadku Grażyny R. - mówi. - Nie uważam też, że był związek pomiędzy operacjami a posocznicą. Trudno udowodnić, że pacjentkę zakażono w szpitalu. Trafiła przecież do nas z powrotem już po wyjściu do domu. Po operacjach przecież zdarzają się różne powikłania. Chorzy muszą być na to przygotowani, a nie wyciągać rękę po odszkodowanie.
Czy można jednak udowodnić, że do zakażenia nie doszło w szpitalu?
- Tego też nie da się jednoznacznie wykazać, ale to przecież nie my będziemy udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądem - dodaje dr G.
Dlaczego jednak zeznawał, że pacjentki po operacji nie widział?
- Minęło parę lat, nie wszystko już pamiętam - twierdzi.

Profesor kontra doktor
Grażyna R. pojechała na badania do Białegostoku, do biegłego dr. n. med. Kazimierza Romanowskiego, na własny koszt. Według niego w w postępowaniu dr G. Nie było błędu.
- Praktykowałem 30 lat i nie widzę powodu, by po zabiegu łyżeczkowania czekać na operację minimum 4 tygodnie - mówi. - Nie ma też dowodów na to, że zakażeBanalna choroba
Grażyna R. cierpiała na dolegliwości kobiece od 1995 roku. Leczyła się w przychodni i prywatnie u dr. Janusza G., wówczas zastępcy ordynatora oddziału ginekologii Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego przy ul. Lubartowskiej.
- Dr G. rozpoznał u mnie mięśniaki - mówi Grażyna R. - Dał mi skierowanie do szpitala. Po raz pierwszy trafiłam tam 13 czerwca.
Dzień później u pacjentki wykonano zabieg wyłyżeczkowania jamy macicy. Siedem dni później - operację wyłuszczenia mięśniaków. Usunięto jeden duży mięśniak oraz kilka mniejszych, zoperowano torbiel jajnika. Dziesięć dni później pacjentkę wypisano do domu.
- Już po operacji nie czułam się najlepiej - mówi Grażyna R. - Zaaplikowano mi antybiotyk. Prawdziwe schody zaczęły się jednak po powrocie do domu.
Recepta na lepsze samopoczucie
Grażyna R. zaczęła gorączkować. Bolał ją brzuch, bolała noga.
- 2 lipca poszłam do prywatnego gabinetu dr. G. - mówi. - Nawet mnie nie zbadał. Wystawił za to trzy recepty, w tym na maść ichtiolową... Teraz dr G. podczas procesu twierdzi, że w ogóle po operacji u niego nie byłam. A przecież ja do dziś mam te recepty.
Stan chorej pogarszał się. Przez kolejne dwa dni rodzina wzywała pogotowie. 4 lipca Grażyna R. znowu trafiła do szpitala.
- Położono mnie na sali, gdzie umierały inne kobiety - mówi. - Myślałam, że mam raka, traciłam na wadze. W sumie schudłam 20 kilo! Brałam wiele antybiotyków. Teraz wiem, że stwierdzono u mnie ogólne zakażenie organizmu, tak zwaną posocznicę i podejrzenie mięśniaka, choć przecież właśnie z tego powodu byłam operowana!
Droga przez mękę
W szpitalu pacjentka była do 23 lipca. Po powrocie do domu nadal czuła się źle. Kolejny pobyt na oddziale od 29 lipca do 3 sierpnia. Po dwóch tygodniach przyszedł krwotok. Dostała leki.
- Byłam po raz kolejny u dr G., bo krwotoki nie ustawały - mówi Grażyna R. - Doktor powiedział, że mam zrosty po operacji. Przestałam mieć jednak zaufania do jego metod leczenia, szczególnie po tym jak zajął się mną po operacji. A w końcu nie robił tego wyłącznie za pensję, bo dziękowałam, jak umiałam. Zmieniłam lekarza i w grudniu 1996 roku zaczęłam leczyć się u doktora Irosława Szamańskiego ze szpitala kolejowego.
Dr Szymański stwierdził, że są mięśniaki. Namawiał Grażynę R. na kolejny zabieg.
- Bałam się położyć na stół operacyjny - mówi pacjentka. - Ale cały czas czułam się źle. W końcu w maju 1999 roku przeprowadzono u mnie radykalną operację wycięcia macicy z przydatkami. Dr Szymański powiedział, że miałam trzy mięśniaki.
Zniszczone życie
Ból, szereg pobytów w szpitalu, kolejne zabiegi - Grażyna R. twierdzi, że to wszystko zniszczyło jej życie. Miała świetną pracę, wyjeżdżała zagranicę. Skończyły się wyjazdy i dobre diety.
- Dobrze, że w ogóle nie straciłam pracy - mówi. - Ale zawdzięczam to wyłącznie życzliwości moich przełożonych. W domu jednak też przestało się dobrze układać. Stale cierpiąca kobieta nie może być idealną żoną.
Postanowiła więc walczyć i w listopadzie 1999 roku wystąpiła do sądu z pozwem przeciwko skarbowi państwa w osobie wojewody lubelskiego.
- Nie chciałam skarżyć konkretnych lekarzy - powtarza. - Chciałam uzyskać przynajmniej rekompensatę finansową za swoje cierpienia.
W styczniu 2000 roku była pierwsza rozprawa. Nie stawił się na nią przedstawiciel wojewody, nie złożono odpowiedzi na pozew. Wyrokiem zaocznym sąd zasądził na korzyść Grażyny R. 75 tys. zł z odsetkami od listopada 1999 roku i 3 tys. zł kosztów procesu.
- Odetchnęłam, ale na krótko - mówi Grażyna R. - Pełnomocnik wojewody nagle się ocknął. Sąd przywrócił termin odwołania. Zaczął się proces, nie lepszy od szpitalnej gehenny.
Biegły popiera pacjentkę
Sąd przesłuchiwał świadków, wystąpił o opinię biegłego. Werdykt w sprawie Grażyny R. wydał znany lubelski ginekolog, pracownik Akademii Medycznej prof. dr hab. Włodzimierz Baranowski. W opinii napisał, że siedmiodniowy termin pomiędzy zabiegiem wyłyżeczkowania jamy macicy a operacją wyłuszczania mięśniaków był za krótki. W podobnych przypadkach zalecane jest odczekanie od 4 do 8 tygodni. Wcześniejszy termin operacji mógłby być uzasadniony jedynie zagrożeniem zdrowia lub życia Grażyny R. Z dokumentacji szpitalnej wynika jednak, że wskazań takich nie było.
"W związku z tym istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wykonanie obydwu zabiegów w krótkim czasie miało związek z wystąpieniem posocznicy w przebiegu pooperacyjnym” - czytamy w opinii. "Natomiast powikłania po posocznicy (zrosty, ogniska ropne w jajowodzie) powodujące zespół bólowy miednicy małej mogły być przyczyną wykonania operacji wycięcia macicy wraz z przydatkami.” Profesor stwierdził również, że zakres cierpień fizycznych był na tyle znaczny, że w istotny sposób mógł ograniczyć aktywność życiową i zawodową powódki.
- Myślałam, że jestem uratowana, skoro taki autorytet staje po mojej stronie - mówi Grażyna R. - Niestety, okazało się, że to nie koniec. Sąd na wniosek pełnomocnika wojewody ponownie na świadka powołał dr G. To wtedy mówił, że mnie nie widział po operacji i oczywiście twierdził, że nie zgadza się z opinią biegłego, że wszystko było w porządku. Pełnomocnik wojewody zakwestionował opinię profesora Baranowskiego i wystąpił o wydanie kolejnej opinii. Tym razem skierowano mnie do lekarza z Białegostoku.
Zdania odrębne
Dr Irosław Szymański, obecnie ordynator oddziału ginekologii szpitala kolejowego, który operował Grażynę R., nie ukrywa, że w sprawę nie bardzo chciałby się mieszać. Grażyna R. mówi, że doskonale go rozumie, bo obecnie dr G. jest w jego szpitalu zastępcą dyrektora, więc sytuacja jest niezręczna.
- Owszem były zrosty, na pewno pacjentka wiele przeszła - potwierdza dr Szymański. - Ale ja nie chcę wypowiadać się na temat związków przyczynowo skutkowych czy błędów w sztuce lekarskiej. Są w Lublinie większe ode mnie autorytety, lepiej sięgać po ich opinie.
Dr Janusz G. twierdzi, że nie popełnił błędu.
- W naszym szpitalu był taki tok postępowania, jaki zastosowano w przypadku Grażyny R. - mówi. - Nie uważam też, że był związek pomiędzy operacjami a posocznicą. Trudno udowodnić, że pacjentkę zakażono w szpitalu. Trafiła przecież do nas z powrotem już po wyjściu do domu. Po operacjach przecież zdarzają się różne powikłania. Chorzy muszą być na to przygotowani, a nie wyciągać rękę po odszkodowanie.
Czy można jednak udowodnić, że do zakażenia nie doszło w szpitalu?
- Tego też nie da się jednoznacznie wykazać, ale to przecież nie my będziemy udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądem - dodaje dr G.
Dlaczego jednak zeznawał, że pacjentki po operacji nie widział?
- Minęło parę lat, nie wszystko już pamiętam - twierdzi.
Profesor kontra doktor
Grażyna R. pojechała na badania do Białegostoku, do biegłego dr. n. med. Kazimierza Romanowskiego, na własny koszt. Według niego w w postępowaniu dr G. Nie było błędu.
- Praktykowałem 30 lat i nie widzę powodu, by po zabiegu łyżeczkowania czekać na operację minimum 4 tygodnie - mówi. - Nie ma też dowodów na to, że zakaże

Karta Praw Pacjenta

1. Pacjent w zakładzie opieki zdrowotnej ma prawo do: świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom wiedzy medycznej,
a w sytuacji ograniczonych możliwości udzielenia odpowiednich świadczeń <0096> do korzystania z rzetelnej, opartej na kryteriach medycznych procedury ustalającej kolejność dostępu do świadczeń
2. Pacjent ma prawo do: udzielania mu świadczeń zdrowotnych przez lekarza, zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej, dostępnymi lekarzowi metodami i środkami zapobiegania, rozpoznawania leczenia chorób, zgodnie
z zasadami etyki zawodowej oraz
z należytą starannością
(wyciąg)

Pozostałe informacje

Marian Golianek, wójt gminy Niemce 
kontrowersja

Kolejny kłopot wójta Mariana Golianka

Wójt podlubelskich Niemiec, Marian Golianek, nie ma dobrej passy. Po kontrowersjach związanych z zatrudnieniem szwagra w gminnej instytucji komunalnej, teraz musi zmierzyć się z kolejnym problemem. Służby wojewody lubelskiego wykazały naruszenie procedur przy obsadzeniu stanowiska sekretarza gminy, dlatego urząd został zobowiązany do ogłoszenia nowego konkursu.

Fragment rywalizacji w Bratysławie

Polska pokonała Słowację na inaugurację kwalifikacji mistrzostw Europy

Droga na EuroBasket 2027 jest bardzo długa i prowadzi przez dwie fazy kwalifikacyjne. Pierwsza wydaje się być smutną koniecznością, bo Polska musi w niej rywalizować z zespołami znacznie niżej notowanymi.

Zgotowali rodzinom piekło. Teraz pójdą do aresztu

Zgotowali rodzinom piekło. Teraz pójdą do aresztu

Policjanci z regionu zatrzymali dwóch mężczyzn, którzy od dłuższego czasu znęcali się nad swoimi rodzinami. Obaj usłyszeli zarzuty i decyzją sądu trafili do tymczasowego aresztu.

W hali MOSiR im. Zdzisława Niedzieli odbył się I Memoriał Andrzeja Kasprzaka
galeria

W hali MOSiR im. Zdzisława Niedzieli odbył się I Memoriał Andrzeja Kasprzaka

Można się tylko cieszyć, że postać Andrzeja Kasprzaka doczekała się swojego uhonorowania.

Kolejna inwestycja na Ponikwodzie. Tym razem węzeł przesiadkowy

Kolejna inwestycja na Ponikwodzie. Tym razem węzeł przesiadkowy

Mieszkańcy północno-wschodniej części miasta muszą szykować się na kolejne zmiany w ich otoczeniu. Miasto zapowiada inwestycje związane z węzłem przesiadkowym stacji PKP Ponikwoda. Między innymi będzie to rozbudowa ulicy Trześniowskiej, która ma się połączyć z przedłużeniem Węglarza.

Spotkanie z Iloną Wiśniewską w Lublinie. Reporterka opowie o swojej nowej książce

Spotkanie z Iloną Wiśniewską w Lublinie. Reporterka opowie o swojej nowej książce

Polskie Towarzystwo Geograficzne Oddział Lubelski oraz Akademicki Dyskusyjny Klub Książki zapraszają na spotkanie z Iloną Wiśniewską – cenioną reporterką, fotografką i autorką książek o Północy.

Lubelskie hospicjum wyróżnione na ogólnopolskiej gali

Lubelskie hospicjum wyróżnione na ogólnopolskiej gali

Podczas uroczystej gali w Warszawie wręczono Nagrody BohaterON 2025 im. Powstańców Warszawskich – jedno z najważniejszych wyróżnień za działania na rzecz pamięci historycznej i współczesnego patriotyzmu. Wśród laureatów znalazło się Lubelskie Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia, które zdobyło Złotego BohaterONa w kategorii Organizacja Non-Profit oraz nagrodę publiczności.

„Klasa” kontra „szpont”. Młodzież decyduje, kto będzie językowym „GOAT-em”
MŁODZIEŻOWE SŁOWO ROKU 2025
galeria

„Klasa” kontra „szpont”. Młodzież decyduje, kto będzie językowym „GOAT-em”

Poznaliśmy finałową piętnastkę plebiscytu na Młodzieżowe Słowo Roku 2025. Boomersi mogą już szukać tłumaczeń i głosować na swoich faworytów. Organizatorem konkursu, który w tym roku odbywa się po raz dziesiąty, jest Wydawnictwo Naukowe PWN.

Akademicy z Białej Podlaskiej pokonali na wyjeździe SMS ZPRP I Kielce

AZS AWF Biała Podlaska z kolejną wygraną w lidze

W zaległym spotkaniu szóstej kolejki AZS AWF Biała Podlaska pokonał na wyjeździe SMS ZPRP I Kielce

Lubelscy onkolodzy z nowoczesnym sprzętem. Pomogą jeszcze skuteczniej walczyć z rakiem

Lubelscy onkolodzy z nowoczesnym sprzętem. Pomogą jeszcze skuteczniej walczyć z rakiem

Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej im. św. Jana z Dukli zakończyło modernizację pracowni brachyterapii, jednej z najnowocześniejszych tego typu w kraju. Inwestycja warta blisko 8,6 mln zł obejmowała zakup specjalistycznego sprzętu, w tym tomografu i aparatu USG, oraz kompleksowy remont pomieszczeń.

Psy służbowe wywęszyły przemyt papierosów z Białorusi

Psy służbowe wywęszyły przemyt papierosów z Białorusi

Ponad 1,9 tysiąca paczek papierosów bez polskich znaków akcyzy wykryli funkcjonariusze Służby Celno-Skarbowej w Koroszczynie. Do odkrycia przemytu przyczyniły się służbowe labradory Vigo i Zora, wyszkolone do wykrywania wyrobów tytoniowych.

Moda, ekologia i działania społeczne w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Lublinie
17 listopada 2025, 13:00

Moda, ekologia i działania społeczne w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Lublinie

Już w najbliższym tygodniu w dniach 17–21 listopada Miejska Biblioteka Publiczna w Lublinie (filie nr 6 i 27) stanie się miejscem spotkań mody, ekologii i społecznego zaangażowania. Biblioteka, we współpracy z Fundacją Mody Cyrkularnej, organizuje wydarzenie ,,Biblioteka w Obiegu’’, które połączy ze sobą pokolenia poprzez ciekawe wykłady, kreatywne zajęcia oraz stylowe pokazy mody. Uczestników czekają lekcje gotowania i rękodzieła oraz przestrzeń do wymiany ubrań i akcesoriów.

Kolejny przegrany proces Warbusa. Sąd apelacyjny po stronie Lublina

Kolejny przegrany proces Warbusa. Sąd apelacyjny po stronie Lublina

Spółka Warbus ponownie przegrała w sądzie z Gminą Lublin. Sąd Apelacyjny w Lublinie oddalił apelację przewoźnika i podtrzymał wcześniejszy, korzystny dla miasta wyrok dotyczący wielomilionowych roszczeń. To już kolejna sprawa zakończona na korzyść lubelskiego Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego (dawniej ZTM).

Fragment środowych zawodów

PGE Start Lublin pokonał Rilski Sportist w FIBA Europe Cup

Biorąc pod uwagę serię ostatnich porażek, to mecz z Rilskim Sportis był bardzo ważny. Mistrz Bułgarii to drużyna absolutnie w zasięgu lubelskiej ekipy i to było widać od pierwszych akcji w hali Globus.

Bogdanka LUK Lublin przegrała z Aluronem CMC Wartą Zawiercie 2:3

W meczu na szczycie Bogdanka LUK Lublin przegrała z Aluronem CMC Wartą Zawiercie 2:3

W spotkaniu 13. kolejki rozegranym awansem Bogdanka LUK Lublin przegrała z Aluronem CMC Wartą Zawiercie 2:3

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium