To już jest plaga. Ludzie, którzy powinni stać na straży prawa, prawo to mają za nic. Przykład z górnej półki. Minister sprawiedliwości Marek Sadowski przed dziewięcioma laty ciężko ranił w wypadku drogowym kobietę. Nie można jednak postawić ministra przed sądem, ponieważ stale chroni go jakiś immunitet. Albo sędziowski, albo – jak teraz – prokuratorski, bo przecież jest także prokuratorem generalnym. Premier Belka jest stosunkowo nowym premierem, ale nie odwołując Sadowskiego robi wiele dla utrwalenia powszechnego przekonania, że w tym kraju nie ma równości wobec prawa.
Brak szacunku dla prawa każe pijanym policjantom, a zdarza się, że i prokuratorom, siadać za kierownicą. Nie pomagają surowe kary dyscyplinarne, z wydaleniem ze służby włącznie. Zdarza się nawet, że wilczy bilet dostają funkcjonariusze tuż przed emeryturą. Widmo głodowej starości jest niczym wobec przekonania, że „mnie, glinie, wszystko wolno”. Nawet – jak to było ostatnio w Kazimierzu – podejmować interwencję w stanie upojenia alkoholowego.
Może przyczyn tych wszystkich patologicznych zachowań stróżów prawa należałoby poszukać nieco głębiej? Dla zaanalizowania przykładu kazimierskiego cofnijmy się w czasie.
W 1990 roku na miejsce okrytego ponurą sławą ZOMO, powołano Oddziały Prewencji. Ich rola to m.in. ochrona imprez masowych i takie właśnie zadanie mieli funkcjonariusze skierowani do Kazimierza. Mieli neutralizować zagrożenie, nie atakować. Okazało się jednak, że atak mają we krwi. Jak ZOMO.
Prewencja choruje nadal na zomozę m.in. dlatego, że jej funkcjonariuszy nie lubią nawet... w samej policji. Przez długi czas byli najgorzej opłacaną formacją, używaną do najgorszych zadań. W ten sposób policja i nadzorujący ją resort sami sobie stworzyły inkubator frustratów, wpadających na widok tłumu w furię. Czy takiemu glinie można wytłumaczyć, że ma zachować zimną krew nawet wtedy, kiedy plują mu w twarz, bo i za to bierze pieniądze?
Choć nieźle to brzmi, nie mogę pozbyć się lekkiego niepokoju, że opowiadam uczone dyrdymały. A policjanci łamią prawo, bo nikt ich porządnie nie trzyma za mordę.
PS.
Gdyby opisani wyżej funkcjonariusze nie mieli „prewencyjnego” rodowodu, oznaczałoby to, że zomoza trawi policję znacznie głębiej.