Puławskie przedsiębiorstwo od sześciu lat czeka na zaległe pieniądze za roboty przy budowie toru kolarskiego w Pruszkowie. Dług PZKOL-u wobec Mostostalu przekroczył już 9 mln złotych. Dziś kolejna rozprawa w sądzie.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Polski Związek Kolarski ma problem, bo Ministerstwo Sportu i Turystyki, jak dotąd, nie znalazło pieniędzy na zapłatę za dodatkowe prace przy torze kolarskim w Pruszkowie.
Mostostal Puławy, wykonawca wartego ok. 90 mln zł obiektu, otrzymał zlecenie na kilka niezbędnych poprawek. Związek zlecił prace nie mając żadnej pisemnej gwarancji, że otrzyma za to pieniądze z ministerstwa. Firma z Puław wykonała zadanie i policzyła sobie za to 5,3 mln złotych. Sfinansowanie tego miał obiecać ówczesny minister sportu, Mirosław Drzewiecki. Po jego zdymisjonowaniu sprawa się skomplikowała, bo następni ministrowie nie mieli żadnego dokumentu, który potwierdzałby ich zobowiązania względem PZKOL-u, a ten własnych pieniędzy nie miał.
Sprawa trafiła do sądu, najpierw warszawskiego, później lubelskiego, a ostatecznie ponownie do stolicy. W tak zwanym międzyczasie wymiar sprawiedliwości zdążył stwierdzić ważność umowy dotyczącej prac budowlanych, a ostatnio - wymienić sędziego, co dodatkowo opóźniło postępowanie.
Przesłuchano większość świadków, zweryfikowano dokumenty, prześwietlono faktury, a swoje kontrole przeprowadził także NIK. W tym czasie (od 2009 r.) zadłużenie z powodu narastających odsetek wzrosło niemal dwukrotnie. Obecnie przekracza 9 mln złotych. Wyroku jak nie było, tak nie ma.
– Miałem nadzieję, że tę sprawę uda się zakończyć wcześniej. Swego czasu starałem się rozmawiać na ten temat z minister Joanną Muchą, ale nie miała dla mnie czasu. Lekką ręką wydała kilka milionów złotych na koncert Madonny, ale dla nas tych pieniędzy nie było – mówi Tadeusz Rybak, prezes Mostostalu Puławy, który liczy na to, że sąd wkrótce zakończy toczący się od lat spór.
Następną rozprawę zaplanowano na dzisiaj. Mostostal wynajął renomowaną firmę prawniczą. Władze spółki są przekonane, że zaległe pieniądze prędzej, czy później trafią na konto firmy.
Teoretycznie to nie im powinno zależeć na szybkim zakończeniu tej przepychanki, bo odsetki pracują dla nich. Rosną już w tempie miliona złotych roczne, ale w MSiT dotychczas nikt się tym nie przejmował. Sprawa toczy się jednak już tak długo, że Mostostal traci cierpliwość. Jeśli nie otrzyma swoich zaległości, nowoczesną arenę kolarską może zlicytować, bo posiada zabezpieczenie hipoteczne. Nowe władze związku mają jeszcze nadzieję, że sąd obniży ich zobowiązania.
– My nie mamy pieniędzy, ale coś z tym fantem trzeba zrobić. Chciałbym, żeby powołani zostali biegli, którzy ocenią zakres wykonanych prac. Mam wątpliwości, czy on się pokrywa z projektem. Najważniejsze jest jednak to, by ten tor nadal służył kolarstwu – mówi Arkadiusz Bęcek, sekretarz generalny PZKOL-u.
Szef związku na swoich poprzednikach nie zostawia suchej nitki, zarzucając im lekkomyślność przy zamawianiu robót bez zabezpieczenia finansowego. Poręczeniem zaciąganych zobowiązań był majątek związku, przez to teraz to już nie PZKOL będzie decydował o przyszłości toru, a Mostostal wspólnie ze sponsorem tytularnym obiektu – BGŻ.
Istotne zdanie w tej sprawie będzie miał także sąd, który zdecyduje o tym, kto ma zapłacić: komu i ile.