Ma 63 metry długości i 4 metry wysokości. Ekran akustyczny, który ma chronić mieszkańców ulicy Krahelskiej od rzekomego boiskowego hałasu, jest już gotowy. Kosztował ponad 240 tys. zł. Sami mieszkańcy na płot nie narzekają, ale sensu jego powstanie nie widzą
Ekran akustyczny, który w zeszłym tygodniu stanął przy ul. Krystyny Krahelskiej w Puławach nie był wynikiem oddolnych próśb, czy wniosków.
Jego budowy nie chcieli ani sami puławianie, ani reprezentujący ich samorządowcy, nie wspominając o sportowcach korzystających z „Orlika”.
Konstrukcja jednak stanęła, a zapłacili za nią podatnicy. Powodem był wyrok sądu, który przychylił się do pozwu jednego małżeństwa z sąsiedniej ulicy, które narzekało na hałas w trakcie wieczornych treningów na boisku piłkarskim oraz oślepiające rzekomo światło boiskowych halogenów. Bez pomiarów i opinii biegłych, sąd polegając na zeznaniach skarżących, zakazał korzystania z obiektu osobom spoza szkoły dopóki miasto boiska nie wyciszy. Samorząd otrzymał również zadanie usunięcia trudnego o do zweryfikowania „efektu olśnienia”.
Puławscy urzędnicy do sprawy podeszli poważnie. Miasto zapłaciło za ekspertyzę, pomiary hałasu oraz wskazanie rozwiązania problemu. Według wynajętego specjalisty, należało wykonać ekran akustyczny. W ramach przetargu wyłoniono firmę My Way, a ta po lekkim poślizgu wynikającym z zaskarżenia pozwolenia na budowę, konstrukcję postawiła. Podatnicy zapłacili za nią ponad 240 tys. zł.
– Nam ten ekran nawet nie przeszkadza, ale to są pieniądze wyrzucone w błoto. Szkoda tych pieniędzy, bo tutaj naprawdę nie było żadnego hałasu. My mieszkamy najbliżej tego boiska i nigdy nie narzekaliśmy na jego sąsiedztwo – mówią państwo Krawczyńscy, których dom znajduje się ok. 40 metrów od „Orlika”.
O zdanie chcieliśmy poprosić także małżeństwo z ul. Krasińskiego, których pozew doprowadził do budowy ekranu. Odmówili komentarza.
Zanim znikną sądowe ograniczenia, miasto będzie musiało przeprowadzić nowe pomiary hałasu oraz natężenia boiskowego oświetlenia. – Zrobimy to tuż po oddaniu tego ekranu do użytku. Zasymulujemy trening na boisku i wtedy, korzystając z odpowiednich urządzeń, sprawdzimy, czy udało nam się osiągnąć zamierzony efekt – mówi Robert Domański, naczelnik Wydziału Rozwoju Miasta.
– To jest komedia, żeby jedna rodzina narobiła takiego zamieszania. Ja tylko liczę na to, że ten ekran zostanie niedługo odebrany i dzieci znów będą mogły trenować na tym boisku, także po szkole – mówi Bernard Bojek, trener MSKS „Puławiak”. – Mam nadzieję, że będzie to możliwe już od kwietnia.