Dopiero wczoraj pracownicy MZK dowiedzieli się, że nie dostaną obiecanych im pół roku temu premii. Pieniądze mieli otrzymać na święta, a gwarantowało im to porozumienie, które latem zawarli z prezesem.
Rozmowy z prezesem firmy szły bardzo opornie i w pewnym momencie związkowcy złożyli nawet wniosek o jego odwołanie. Ostatecznie w maju podpisano porozumienie gwarantujące pracownikom podwyżki płac oraz 300 zł premii, którą mieli dostać na najbliższe święta Bożego Narodzenia.
Jeszcze wczoraj pracownicy liczyli, że pieniądze dostaną. Tymczasem stało się inaczej.
– Organizacje związkowe zostaną dziś poinformowane, że premii nie będzie – mówił nam wczoraj Henryk Mizak, prezes MZK.
Stało się tak, mimo że pracownicy pytali prezesa o premię już pod koniec listopada. – Cały czas unikał odpowiedzi – denerwuje się Jan Rak, przewodniczący Komisji Zakładowej „Solidarności” w MZK.
Prezes spółki przekonuje, że wyniki finansowe firmy znane były związkowcom. – Na ich podstawie mogli wywnioskować, że na premie nie ma szans, bo nie dysponujemy w tej chwili takimi pieniędzmi – tłumaczy Henryk Mizak.
Według prezesa, premie były od początku uzależnione od posiadania przez spółkę odpowiedniej ilości środków finansowych. – Nikt nie obiecywał, że pieniądze będą na pewno – zaznacza Mizak.
Pracownicy spółki, którzy do ostatniej chwili liczyli na tak potrzebne przed świętami pieniądze, czują się teraz oszukani. – Spośród pracowników wszystkich miejskich spółek, tylko nas tak potraktowano – ubolewa Jan Rak.
– Dziwi mnie takie zachowanie prezesa. Jeżeli wiedział, że nie będzie miał dla ludzi pieniędzy, mógł się z nimi wcześniej spotkać i to powiedzieć. Takie zachowanie jest niedopuszczalne. W najbliższym czasie zwrócę uwagę prezydentowi, żeby szefowie miejskich spółek w inny sposób traktowali swoich pracowników – komentuje Wojciech Pochwatka, przewodniczący puławskiej „Solidarności”.