Na linii kolejowej Warszawa–Lublin w niedzielę doszło do kilku incydentów – potwierdził w poniedziałek prezes PKP Polskie Linie Kolejowe Piotr Wyborski. Jak podkreśla, procedury bezpieczeństwa zadziałały, maszynista i dyżurny ruchu byli w stałym kontakcie, a nikt z pasażerów nie ucierpiał. Sprawę badają służby, które nie wykluczają sabotażu.
Wszystko zaczęło się w niedzielny poranek, gdy maszynista jednego z pociągów zgłosił nieprawidłowości w infrastrukturze kolejowej w rejonie Życzyna, niedaleko stacji PKP Mika. Policja potwierdziła uszkodzenie fragmentu torowiska, które zmusiło skład do zatrzymania się.
– Odnotowaliśmy kilka incydentów na tej trasie – powiedział prezes PKP PLK Piotr Wyborski. – Współpracujemy ze służbami w celu ustalenia osób odpowiedzialnych za uszkodzenia.
Wyborski zapewnił, że infrastruktura jest stale monitorowana, a pracownicy kolei otrzymali dodatkowe instrukcje zwiększające czujność.
– Procedury zadziałały. Była łączność między maszynistą a dyżurnym ruchu, nikt nie został poszkodowany – podkreślił.
Premier: „To akt dywersji”
W poniedziałek rano na miejsce uszkodzenia torów przyjechał premier Donald Tusk. W nagraniu udostępnionym przez CIR stwierdził jednoznacznie:
– Jesteśmy w miejscu eksplozji, która miała najprawdopodobniej na celu wysadzenie pociągu na trasie Warszawa–Dęblin. Mamy do czynienia z aktem dywersji.
Szef rządu dodał, że podobne uszkodzenia stwierdzono również bliżej Lublina – na tej samej linii kolejowej.
– Oba zdarzenia mogły doprowadzić do katastrofy kolejowej. Sprawa jest bardzo poważna – zaznaczył.
Na miejscu pracują policjanci, funkcjonariusze CBŚP, prokuratura i biegli. Służby zabezpieczają teren i analizują charakter uszkodzeń, w tym ewentualne użycie materiałów wybuchowych.
