Czy w najbliższym otoczeniu Pałacu Czartoryskich będzie można usiąść przy stoliku pod parasolką, napić się kawy, coś zjeść, kupić pamiątkę? O tym, że obecną ofertę turystyczną należy wzbogacić, coraz bardziej przekonani są puławscy radni.
Puławy wraz z Nałęczowem i Kazimierzem Dolnym od lat tworzą turystyczny „trójkąt”. Problem w tym, że ten puławski wierzchołek przegrywa ze swoimi przybocznymi partnerami. Turyści, co zrozumiałe, swoją uwagę skupiają przede wszystkim na osadzie pałacowo-parkowej. Niestety, poza muzeum w pałacu, ładnie zagospodarowanym dziedzińcem i parkiem z zabytkami, nadal brakuje sensownej oferty gastronomicznej czy punktu z pamiątkami. Zwiedzający po spacerze w parku, obejrzeniu Świątyni Sybilli i Domku Gotyckiego, spojrzeniu na łachę wiślaną i dolinę Wisły wracają do swoich autobusów.
– Niestety na ogół tak to właśnie wygląda. Niewielu przyjezdnych zagląda np. na Skwer Niepodległości (gdzie znajduje się m.in. herbaciarnia i lodziarnia), dlatego uważam, że powinniśmy doprowadzić do uruchomienia małej gastronomii bliżej tych miejsc, gdzie turyści przebywają – ocenia Artur Kwapiński, przewodniczący Komisji Sportu, Kultury Fizycznej i Turystyki. – Jest wiele działań, które można podjąć: od sklepu z pamiątkami, po automat z napojami i stoliki z parasolkami nawet na pałacowym tarasie – dodaje.
Radni z komisji turystyki zamierzają także znaleźć pieniądze na nowe formy promocji, jak drogowskazy na skrzyżowaniach informujące o tym, jak dojechać do Pałacu Czartoryskich (wzorem Kozłówki), czy nowe, wielojęzyczne broszury dla turystów zagranicznych.
O tym, że jest jeszcze wiele do zrobienia, mówi także Honorata Mielniczenko, dyrektor Muzeum Czartoryskich w Puławach. – Zaniedbania są wieloletnie, ale to, co już udało nam się uzyskać, to włączenie naszego muzeum do systemu informacji miejskiej, co oznacza, że wkrótce pojawimy się na tabliczkach. Jeśli chodzi natomiast o sklep z pamiątkami czy herbaciarnię, to uważam, że pilniejszą inwestycją byłby remont toalet i budowa szatni dla turystów, by mogli zdjąć kurtki i zostawić plecaki, zanim rozpoczną zwiedzanie naszych zbiorów – mówi dyrektor.
Tymczasem pod znakiem zapytania radni zaczynają stawić sens finansowania „Krainy Lessowych Wąwozów». Zdaniem Artura Kwapińskiego efekty cyklicznych dotacji dla tego podmiotu są niewidoczne, a publiczne środki można wydać inaczej. – Chodzi o 20 tys. złotych rocznie, które im przekazujemy w ramach składki. Szczerze mówiąc uważam, że należy się zastanowić na tym, czy taka forma promocji miasta jest skuteczna – dodaje radny.