

28 lipca 2025 roku. Blok przy ulicy Czereśniowej 12 w Świdniku. Na rogu złota tabliczka: „W tym domu w latach 1975-2000 mieszkał Alfred Bondos”. Alina Bondos jest tu dziś z córką, wnukami, przyjaciółmi. Jest bardzo wzruszona. – Fredek na pewno by powiedział: A czym ja sobie na to zasłużyłem?

Noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku. W mieszkaniu na Czereśniowej 12 całą rodzinę poderwał ze snu głuchy dźwięk uderzeń w drzwi. Dzieci zaczęły płakać, ale bezgłośnie, bo uciszyli ich rodzice.
– Zatrzymaj ich – zdążył szepnąć Alfred do żony. Tak jak stał, na wpół ubrany, rzucił się do okna i wyskoczył z drugiego piętra. W mroźną, grudniową noc.
Był obolały, nie mógł poruszać nogą. Ale niosła go adrenalina. Wiedział, że musi uciekać, ukryć się, uprzedzić kolegów o niebezpieczeństwie. Kierunek był jeden: fabryka.
Alfred Bondos, jeden z założycieli „Solidarności” w WSK Świdnik, był na celowniku Służby Bezpieczeństwa od wielu miesięcy. Wiedział, że będą chcieli go dopaść. Tej nocy internowano w całym kraju przywódców i działaczy „Solidarności”. Wśród nich miał być również i on.
Ale brawurowa ucieczka kończy się sukcesem. Alfred dociera do WSK Świdnik. Tutaj, wraz z innymi pracownikami, tworzy Komitet Strajkowy, który przejmuje kontrolę nad zakładem. W nocy z 15 na 16 grudnia rozpoczyna się pacyfikacja WSK. Czołgi podjeżdżają pod mur zakładu, przebijają go w kilku miejscach. W stronę robotników lecą petardy z gazem łzawiącym i dymem. Pada seria z ostrej amunicji. Do budynków WSK wpada wojsko i ZOMO, pracownicy rozpierzchają się po całym zakładzie, rozpoczyna się wojna. Bondos pisze odezwy, przez radiowęzeł nawołuje do biernego oporu.
16 grudnia o 4 nad ranem rozpoczyna się wyprowadzanie pracowników z zakładu, trwa cały dzień. 40 osób zostaje od razu aresztowanych, cześć jest wywieziona do Lublina na przesłuchanie.
Zomowcy są z siebie zadowoleni. Zostawiają zakład kompletnie zdemolowany i – jak sądzą – pusty.
Ale jest ktoś, kto znowu ich przechytrzył. Alfred Bondos wciąż jest w zakładzie. Ukrywa się w kanale ciepłowniczym. Bez światła, ogrzewania, w prymitywnych warunkach, odizolowany od świata.
„Niektórzy z nas muszą zniknąć. Ja też, chociaż nie wiem jak, gdzie i na jak długo – notuje we wspomnieniach. - Teraz jeszcze zostaję w zakładzie, opustoszałym, ogarniętym smutkiem nie do zniesienia. Cisza po boju rozrywa mózg. Już po wszystkim? Czy to już koniec marzeń o wolności, o prawach, o godności?”
W domu czeka na niego żona z dwójką dzieci. Dostaje od nich listy, które przemyca do kanału hydraulik Janek Borysiuk, to jego jedyny kontakt ze światem przez cztery miesiące w kanale. Do domu wraca 16 grudnia 1982 roku, rok od brawurowej ucieczki.
Historię Alfreda Bondosa znają w Świdniku wszyscy. Starzy i młodzi, przechodzi z pokolenia na pokolenie.Krąży po domach, po rodzinach, po szkołach i bibliotekach. Jest częścią Świdnika i jego symbolem. Zbudowana na bohaterach miasta – na sile ich charakterów, mądrości i wartościach.
Tak, Świdnik ma swoich bohaterów, ma swoich wielkich ludzi. Ksiądz Jan Hryniewicz, Andrzej Sokołowski, Alfred Bondos, Urszula Radek i wielu innych. Pamięć o nich zbudowała tożsamość tego miasta, jego historię. To pamięć o ludzkiej odwadze i owielkim pragnieniu wolności.
– Kocham rodzinę, miasto i ojczyznę. Wszystko co robiłem, robiłem dla nich – powiedział mi Alfred Bondos podczas jednej z naszych rozmów. Ważnych rozmów, bo to zawsze były ważne rozmowy.
Skromny, uśmiechnięty, serdeczny. Zawsze gotowy do skoku z drugiego piętra.
Alfred Bondos(1945-2020)
