Nawet kilkadziesiąt hektarów gminy może być porośniętych barszczem Sosnowskiego. Samorządowcy przyznają, że skala problemu jest ogromna i zapowiadają pospolite ruszenie, czyli koszenie.
Nie przeprowadzaliśmy szczegółowego audytu mówiącego o tym, jak duży teren jest opanowany przez barszcz, ale to naprawdę ogromny obszar, głównie w okolicach Machnowa Starego, Machnowa Nowego i Kornie – przyznaje Marek Kellner, sekretarz gminy Lubycza Królewska. – Z tym problemem borykamy się już od kilkunastu lat, ale mimo działań doraźnych z roku na rok ten obszar jest coraz większy. Odnotowujemy wiele przypadków oparzeń spowodowanych przez tę roślinę. Przychodzą do nas ludzie pokazujący pęcherze i bąble. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to śmiertelne niebezpieczeństwo.
Od wielu lat gmina walczy z barszczem Sosnowskiego mechanicznie. Niektóre rośliny są tak wielkie, że nie można ich skosić w tradycyjny sposób. Potrzebna jest piła mechaniczna. Prowadzone są także opryski.
– Żeby walka była skuteczna musi być dwutorowa, a to wymaga dużych środków finansowych – tłumaczy Kellner. I dodaje, że to nie jedyny problem. – Barszcz Sosnowskiego to roślina niezwykle inwazyjna. Nawet jeśli zniszczymy ją na naszym terenie to i tak rozprzestrzeni się z sąsiednich działek. Dlatego żeby działania przynosiły wymierny efekt muszą być prowadzone jednocześnie na całym zainfekowanym obszarze. Tymczasem barszcz porasta nieużytki rolne, rowy melioracyjne i pasy dróg. To zarówno działki komunalne, jak i należące do starostwa powiatowego, Agencji Nieruchomości Rolnych czy osób prywatnych.
– Całkowite pozbycie się rośliny może zająć nawet kilka lat – przyznaje prof. dr hab. Katarzyna Dąbrowska-Zielińska, szefowa Centrum Teledetekcji Instytutu Geodezji i Kartografii w Warszawie, który zajmuje się przygotowaniem mapy występowania rośliny w całym kraju. – Należy też pamiętać, że walka z barszczem może też nigdy nie przynieść oczekiwanego efektu jeśli zostanie przeprowadzona w sposób niewłaściwy. Przykładowo pracownicy gminy fachowo usuwają barszcz rosnący na jednej z gminnych posesji. Rok później pojawiają się tam jednak kolejne rośliny, bo trafiły w to miejsce nasiona z roślin niewłaściwie usuniętych kilka kilometrów dalej na działce prywatnej. To przypomina walkę z wiatrakami.
Dlatego samorządowcy napisali do właścicieli zainfekowanych barszczem nieruchomości prosząc o podjęcie wspólnych działań.
– Potrzebne jest porozumienie z wszystkimi podmiotami i pospolite ruszenie. Musimy do tego doprowadzić, bo skala problemu jest ogromna. Nie wolno nam czekać aż dojdzie do tragedii – podkreśla sekretarz gminy Lubycza Królewska.
Jak rozpoznać barszcz Sosnowskiego? Z jakimi roślinami jest mylony?