

Premier Donald Tusk zapowiedział, że 11 czerwca Sejm zdecyduje, czy jego rząd dalej cieszy się zaufaniem posłów. W planie: głosowanie, polityczny bilans i – być może – kadrowe trzęsienie ziemi.

Choć temperatura polityczna w kraju nie opada, premier Donald Tusk postanowił dolać nieco oliwy do ognia. Podczas wtorkowego posiedzenia Rady Ministrów zapowiedział, że już w przyszłą środę Sejm zajmie się wnioskiem o wotum zaufania dla jego gabinetu.
– To ma być nowe otwarcie. Ofensywne, nie defensywne – zadeklarował szef rządu, dając jasno do zrozumienia, że nie chodzi tylko o formalność, ale o polityczny reset po gorących miesiącach wyborczych.
Zaufanie na próbę
Wotum zaufania ma być nie tylko testem poparcia dla obecnej ekipy, ale też początkiem szerokiej, „okresowej” oceny pracy rządu. Jak zapowiada Tusk, lipiec upłynie pod znakiem analiz, rozliczeń i być może – zmian w resortach. – Dobrzy nie mają się czego bać – dodał premier z charakterystycznym uśmiechem.
Nowa rzeczywistość, stara konstytucja
Szef rządu przyznał, że sytuacja polityczna uległa zmianie – na fotelu prezydenckim zasiądzie Karol Nawrocki, kandydat wspierany przez PiS. – Ale nie zmieniła się konstytucja, nie zmieniły się nasze zobowiązania, nie zmieniły się oczekiwania obywateli – przypomniał premier, apelując do ministrów o jeszcze większe zaangażowanie.
Wypowiedź ta padła tuż przed rozpoczęciem posiedzenia rządu, które – jak można się domyślać – miało już mniej kurtuazyjny charakter.
Polityczny maraton trwa
Tusk nie ukrywa, że dla całej koalicji 15 października – czyli Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050, PSL i Nowej Lewicy – wotum zaufania ma być sygnałem do mobilizacji. – Jestem przekonany, że sprostacie temu zadaniu – mówił, niejako wystawiając drużynie ocenę na półmetku politycznego meczu.
Pierwotnie planowano, że debata nad wotum odbędzie się 10 czerwca, jednak ze względu na wizytę przedstawicieli Komisji Europejskiej w Sejmie, przesunięto ją o dzień.
Źródło: PAP
