Łukasz Furmanek przerwał mający trwać 25 dni spływ kajakiem z Roztocza do ujścia Wisły. Młody podróżnik dochodzi teraz do siebie po tym, jak znalazł w rzece ciało topielca.
Furmanek to pochodzący z Radzięcina w gminie Frampol student III roku Politechniki Warszawskiej i podróżnik-amator. W ubiegłym roku pojechał autostopem do Austrii. Potem przez kilka miesięcy planował samotny spływ kajakowy „Z Roztocza do Bałtyku!”. Ostatecznie kajak zwodował 9 lipca na Białej Ładzie w Biłgoraju.
Planował pokonywać około 30 km dziennie. Pierwszego dnia przepłynął ok. 20 kilometrów. Towarzyszyła mu grupa znajomych „odprowadzająca go” i życząca szczęścia w dalszej samotnej wyprawie. Drugiego dnia Furmanek pokonał blisko 40-kilometrowy odcinek. Wyprawa zakończyła się jednak już trzeciego dnia.
Jak opowiadają osoby zaprzyjaźnione z wioślarzem, gdy przepływał on Sanem w okolicach elektrociepłowni w Stalowej Woli, poczuł nieprzyjemny zapach. W pierwszej chwili chciał go jak najszybciej minąć. Później postanowił to jednak sprawdzić. W ten sposób odnalazł dryfujące ciało człowieka. Natychmiast zawiadomił policję i straż pożarną.
Mundurowi nie wykluczają, że kajakarz z Roztocza znalazł zwłoki 63-letniego mieszkańca Chałupek, który zaginął pod koniec maja. Potwierdzą to jednak badania DNA.
Po przesłuchaniu przez policję Łukasz Furmanek zdecydował przerwać wyprawę. Chodziło o to, by być do stałej dyspozycji policji i prokuratury, wyjaśniających sprawę, ale i o emocje.
– Łukasz cały czas jest w szoku. To było traumatyczne przeżycie, po którym zwyczajnie musi dojść do siebie – mówią znajomi studenta. – Nawet wyłączył telefon. Strasznie to przeżył. Być może do realizacji swojego podróżniczego projektu wróci za rok.