Po przesłuchaniu podejrzewany o napad 41-latek został zwolniony do domu. Dlaczego? Bo nie było żadnego napadu rabunkowego. Bajeczkę wymyślił 21-letni pracownik zamojskiej stacji paliw. Takie są ustalenia prokuratury.
- Według naszych ustaleń, nie doszło do napadu - przyznaje Romuald Sitarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
W błąd próbował wprowadzić śledczych 21-letni pracownik stacji. Mężczyzna w czwartek trafił na policyjny "dołek”. W tym samym czasie zwolniono do domu 41-latka, którego zatrzymano dzień wcześniej na terenie Zamościa. Mieszkaniec gminy Sułów nie miał nic wspólnego z napadem.
Przypomnijmy. 21-letni pracownik stacji Orlenu przy ul. Lubelskiej w Zamościu powiadomił w środę policję, że przed godz. 5 rano padł ofiarą napadu. Dwaj napastnicy mieli go sterroryzować nożem i przedmiotem przypominającym broń palną, a następnie zabrać z kasy prawie 11 tys. złotych oraz trzy butelki wódki. Jego kolega był w tym czasie na zapleczu. Nic nie słyszał.
Sprawcy uciekli na piechotę. Na stacji nie było kamer przemysłowych, działał za to alarm antynapadowy. Ale 21-latek nadusił poprosił o pomoc ochronę przy pomocy specjalnego guzika z poślizgiem, bo - jak zapewniał - najpierw wybiegł z budynku za rabusiami.
Śledczy podważyli jego wersję wydarzeń. - Trwa opracowywanie zarzutów - powiedział nam rano prokurator Sitarz.
Za kradzież i składanie fałszywych zeznań grozi do 5 lat pozbawienia wolności.