
Józef Stec skonstruował energooszczędny zasilacz
do świetlówek oraz urządzenie zabezpieczające akumulatory przed zwarciem. Pomysłów ma w głowie bez liku, ale stracił już nadzieję na ich opatentowanie. Wszystko przez opieszałość stołecznych urzędników.

do 60 proc energii!
Prace nad zasilaczem (czyli tzw. układem do zasilania lamp wyładowczych) Stec rozpoczął w 1997 r. Umieszcza się go wewnątrz obudowy jarzeniówek, a nie jak do tej pory na obudowie.
To m.in. pozwala na oszczędność energii. Według Steca urządzenie można wykorzystać w każdym domu, ale także w oświetleniu ulicznym. Chce wynalazek opatentować, ale idzie to jak po grudzie.
W przygotowaniu dokumentacji pomogli mu fachowcy z Wojewódzkiego Klubu Techniki w Lublinie. W Urzędzie Patentowym powiedzieli, że opatentowanie urządzenia to nie taka prosta sprawa. I może to nastąpi na początku 2005 r. – Czekałem na sygnał. I nic. Straciłem nadzieję i zapał do wynalazczości – żali się Stec.
– Nie należy się zniechęcać – pociesza Jolanta Stagun, pracownik biura informacyjnego Urzędu Patentowego w Warszawie. – Jesteśmy zasypywani wynalazkami nie tylko z Polski, ale też z innych krajów Unii Europejskiej. Dlatego procedury trwają tak długo. 9 listopada projekt wynalazku pana Steca został oddany do ostatecznej ekspertyzy. Kiedy zostanie rozpatrzony? Jeszcze nie wiadomo. Trzeba być dobrej myśli.