– Marek Trela dobrze zarządzał stadniną. Nie ma mowy o niegospodarności i nadużyciach – to nieoficjalne wnioski z ekspertyzy biegłych, którzy sprawdzali finanse stadniny w Janowie Podlaskim.
Śledztwo w sprawie rzekomych nieprawidłowości prowadzi lubelska prokuratura. Licząca ponad tysiąc stron opinia biegłych dotarła do Lublina przed tygodniem. Śledczy nie ujawniali jednak co zawiera.
Jak poinformowało w piątek radio RMF FM – ustalenia biegłych są korzystne dla Marka Treli.
– Sposób zarządzania stadniną przez byłego prezesa nie budzi większych zastrzeżeń – donosi RMF FM. Śledczy nie odnoszą się do tych informacji.
– Nie będę komentował doniesień medialnych. Nie znam treści, ani wniosków płynących z opinii – zapewnia Waldemar Moncarzewski, rzeczki Prokuratury Regionalnej w Lublinie. – Śledztwo w tej sprawie nie zostało zakończone, nie zapadły żadne decyzje procesowe. Postępowanie powinno potrwać do 17 czerwca. Oczywiście prokurator może je przedłużyć.
– Cieszy mnie to, lecz nie zaskakuje. Wiem co przez te wszystkie lata robiłem i nie mam sobie nic do zarzucenia – komentuje tymczasem Marek Trela, obecnie menedżer stadniny wpływowego szejka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. – Martwi mnie tylko, że wydaje się ogromne pieniądze na takie ekspertyzy – dodaje.
Biegli analizowali działalność stadniny w latach gdy kierował nią Marek Trela (w latach 2000-2016). Śledztwo to wynik zawiadomienia złożonego przez szefa Agencji Nieruchomości Rolnych. Badane są m.in. umowy zawierane przez kierownictwo stadniny. Jednym z głównych wątków jest kontrakt z firmą, która od lat organizowała słynne aukcje Pride of Poland.
Z fotela prezesa stadniny koni w Janowie Podlaskim Marek Trela został odwołany w lutym 2016 r. W tym samym czasie stanowisko stracił też Jerzy Białobok, szef stadniny w Michałowie i Anna Stojanowska, główny specjalista ds. hodowli koni w ANR.
Śledczy w stajni
W odrębnym postępowaniu prokuratura wyjaśnia kulisy organizacji ubiegłorocznej aukcji Pride of Poland. Najcenniejsza klacz z Janowa była bowiem licytowana dwa razy. Najpierw nieznany do tej pory nabywca miał za nią zapłacić 550 tys. euro. Później toczyły się zakulisowe negocjacje i klacz została zlicytowana jeszcze raz. Tym razem za połowę pierwotnej ceny.
Do zakończenia śledztwa w tej sprawie konieczne jest przesłuchanie świadków innych krajów. Polscy śledczy wystosowali już odpowiednie wnioski. Zarówno w postępowaniu dotyczącym finansów stadniny, jak i ubiegłorocznej aukcji, nikomu jeszcze nie przedstawiono zarzutów.