Prokuratura oskarżyła Andrzeja P. współwłaściciela nieruchomości przy kąpielisku Kubiki w Chotyłowie (gm. Piszczac) o narażanie dwuletniej dziewczynki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W piątek ruszył proces przed Sądem Rejonowym w Białej Podlaskiej.
Oskarżony nie przyznaje się do winy, odmówił składania wyjaśnień. Do tego głośnego zdarzenia doszło 16 sierpnia. Na płatnym parkingu przy kąpielisku dwulatka wpadła do niezabezpieczonej studzienki kanalizacyjnej. Dziewczynkę udało się uratować tylko dzięki błyskawicznej reakcji matki.
– Szłyśmy z kąpieliska do samochodu. Córka zobaczyła na parkingu opony, podbiegła, wskoczyła najpierw do jednej, później do drugiej. Byłam ok. 3 metry od niej. Nagle zobaczyłam tylko jej rączki. Podbiegłam, zaczęłam odrzucać opony i piszczeć aby ktoś mi pomógł – relacjonowała przed sądem Katarzyna Kasaniuk, matka dwulatki. – Otwór miał 25 na 25 centymetrów szerokości, ale był głęboki. Wsadziłam tam głowę i ręce i jej szukałam. Ona się tam topiła. Wypływała i z powrotem się zanurzała. Ja miałam chwile zwątpienia, że dziecka nie wyjmę. Próbowałam złapać za nogę, ale poszła pod wodę. Nie wiem jakim cudem, ale w końcu, za trzecim razem złapałam ją za włosy i wyciągnęłam na powierzchnię. Córka była przytomna, dławiła się szambem – zeznała Kasaniuk.
Na miejsce przyjechały policja i helikopter pogotowia. Dziewczynka trafiła do bialskiego szpitala. – U córki zdiagnozowano zachłystowe zapalenie płuc. 6 dni spędziła w szpitalu, przez dwa tygodnie dostawała zastrzyki. Do tego, musiała przyjmować syrop uspokajający, bo ciągle płakała, budziła się w nocy. Do tej pory nie pozwala się czesać za włosy, ma uraz do wody, nie chce się kąpać sama – przyznaje Katarzyna Kasaniuk.
Zarówno oskarżony jak i jego obrońca odmówili w piątek komentarza dla mediów. W sierpniu Andrzej P. tłumaczył, że to wandale odsunęli zabezpieczenie od studzienki. Tymczasem w toku postępowania śledczy zarzucili mu, że nie dopełnił obowiązku należytego nadzoru i pieczy nad studzienką kanalizacyjną, dopuszczając do jej użytkowania bez zabezpieczenia i wymaganych przeglądów.
– To oczywiste, że brak zabezpieczenia to było przewinienie – podkreśla adwokat Przemysław Bałut, pełnomocnik poszkodowanej matki. – Studzienka o szerokości 25 cm, była głęboka na 2 metry. Gdyby nie błyskawiczna reakcja matki, to dziecko nie miałoby żadnych szans. To cud, że przeżyło. Według mnie, studzienkę należało zabezpieczyć na przykład metalową kratą, zamykaną na zamek. Tym bardziej, że to ogólnodostępne kąpielisko, gdzie przebywają dzieci – zwraca uwagę Bałut.
Na wniosek obrońcy oskarżonego, strony zgodziły się na postępowanie mediacyjne, które ma się odbyć 14 grudnia. – Zgodziliśmy się, bo nie wiemy co oskarżony ma nam do powiedzenia, nie usłyszeliśmy choćby słowa „przepraszam” - tłumaczy pełnomocnik poszkodowanej.
Katarzyna Kasaniuk domaga się jeszcze wypłaty 80 tys. zł w ramach zadośćuczynienia. – Nie mam pewności czy jakaś bakteria u córki nie odezwie się za parę lat. Muszę być na to przygotowana. Chociaż żadne pieniądze nie są mi w stanie zrekompensować tego zdarzenia – zaznacza Kasaniuk, która przyznała że przeżyła traumę i musiała poddać się leczeniu.
W piątek przed sądem, zeznawali m.in. dziadek dwulatki, a także Armen Avgayan, który prowadził wówczas lokal z gastronomią przy kąpielisku.
– Studzienka parę razy była niezabezpieczona. Zabezpieczał ją albo pan Andrzej P. albo ja. To sprawdzało się na bieżąco. Był tam wcześniej pomarańczowy pachołek i kawałek betonu, ale zniknął jakoś przed wypadkiem – stwierdził świadek.
Do studzienki kanalizacyjnej spływały nieczystości z jego baru. Ale jak poinformował obrońca oskarżonego, adwokat Michał Maksymiuk, studzienka została zdemontowana. – Oskarżony jej nie zbudował, to był stan zastany – dodał Maksymiuk.
Kolejna rozprawa w styczniu, do przesłuchania jest jeszcze czterech świadków. Andrzejowi P. grozi do trzech lat pozbawienia wolności.
Wideo: TVN 24 / x-news [17.08.2017]