„Dość poniżania” i „dość zastraszania” – z takimi hasłami przyjechali na wczorajszą sesję sejmiku województwa ratownicy medyczni z pogotowia w Białej Podlaskiej. Opowiadali, że przełożony na nich krzyczy, nazywa menelami i oszołomami
Konflikt w bialskim pogotowiu trwa nie od wczoraj. – Ten problem poruszam od 2011 roku. Już wtedy dyrektor powiedział członkom związków zawodowych, że jeśli mnie odwołają, to dostaną premie. To jest jawna dyskryminacja. Wielokrotnie trafiałem do szpitala, dwa razy po rozmowach wywoziła mnie karetka – mówi Dariusz Chut, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego.
Na sytuację w pracy skarży się nie tylko on. Wraz z nim na wczorajsza sesję sejmiku województwa przyjechało ok. 40 ratowników, którzy prosili radnych i zarząd województwa o pomoc. Opowiadali, że przełożony na nich krzyczy, nazywa menelami i oszołomami i straszy zwolnieniami.
– Wszyscy wolimy przychodzić na dyżury w weekendy, żeby nie spotykać się z kierownictwem. Chcemy spokojnie wykonywać swoją pracę i ratować życie ludzkie – mówi Mariusz Fidura, jeden z ratowników. – Mamy najlepsze czasy dojazdów, nie ma na nas żadnych skarg od pacjentów i ich rodzin, co świadczy o wysokiej jakości świadczonych przez nas usług
Szef bialskiej stacji pogotowia, który także pojawił się na wczorajszej sesji sejmiku, wszystkim tym zarzutom zaprzecza. – Takich zdarzeń nie było i nie ma. Wszystkie spotkania z załogą nagrywam i nagrania przekazałem pracownikom marszałka – mówi Roman Filip.
Skąd więc te oskarżenia podwładnych? Dyrektor wyliczył, że średni czas przebywania załogi karetki poza bazą w czasie 12-godzinnego dyżuru to jedynie 2 godz. 40 minut. – Mają więc ponad 9 godzin, żeby sprawdzić standardy wyposażenia karetek. A z tym nie jest najlepiej, bo kontrole wykazują, że brakuje leków, albo są one przeterminowane. Jak w tej sytuacji mogę być wobec nich tolerancyjniy? – pyta Roman Filip. – Ale sugerowanie, że szukam okazji do karania jest nadużyciem – przekonuje.
Ratownicy domagają się odwołania dyrektora. Podkreślają, że o problemie informowali już – anonimowo – zarząd województwa. Skarżą się, że odpowiedzi nie dostali.
– Na anonim trudno odpisać. Nie znaliśmy nadawcy – tłumaczy Arkadiusz Bratkowski, odpowiedzialny za służbę zdrowia członek zarządu województwa.
Sprawą zajmowała się działająca przy sejmiku komisja zdrowia. – Po jej posiedzeniu otrzymaliśmy pełną informację od dyrektora Romana Filipa, który bardzo szczegółowo odniósł się do wszystkich zarzutów. Mimo to podjęliśmy decyzję o przeprowadzeniu kontroli, by na miejscu zbadać sytuację – mówi Bratkowski. – W ubiegły piątek osobiście udałem się do Białej Podlaskiej. Nie odnoszę się do relacji międzyludzkich, ale po tym, co zobaczyłem, chciałbym, żeby każda jednostka była zarządzana w ten sposób. Zobaczymy jednak, co wykaże kontrola, która właśnie się rozpoczęła.