Dużo pracował, również społecznie. Sporo czasu spędzał na świeżym powietrzu, diety żadnej nie stosował - mówi rodzina Eugeniusza Sacewicza. Bialczaninowi właśnie stuknęła setka.
W środę z okazji urodzin miał w domu wielu gości. Zaśpiewał dla nich po łacinie pieśń Gaudeamus igitur. - Tato skończył prawo, najpierw studiował w Wilnie, później w Lublinie - mówi jego córka Barbara Kaczyńska.
W latach 50. ub. wieku został prezesem bialskiego sądu i był nim aż do 1972 roku. Później pracował w Państwowym Biurze Notarialnym we Włodawie. A stamtąd odszedł na emeryturę. Doczekał się siódemki wnuków i szóstki prawnuków. - Praca była ważna, ale w niedzielę zawsze zabierał nas do lasu na długie wycieczki. Sam jest zapalonym grzybiarzem i myśliwym - wspomina córka Barbara. W wolnym czasie zajmował się też ogrodem, hodował pszczoły. - Lubi miód i naturalne soki, które do dzisiaj mu przygotowuję, na przykład z jabłek i winogron. Tatko mówi, że to sekret jego długowieczności - opowiada pani Barbara.
W czasie II wojny światowej trafił do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Austrii. - O okupacji też opowiada. Walczył, jako partyzant m.in. w Jugosławii. Tam Niemcy go powiesili, ale mieszkańcy wsi go uratowali - mówi wnuczka stulatka.
Wcześniej pan Eugeniusz skończył I LO im. J. I. Kraszewskiego. - Zawsze podkreślał, że miał wielki szacunek do swoich nauczycieli - zaznacza córka Barbara. Obecny dyrektor I LO Przemysław Olesiejuk podarował absolwentowi archiwalne zdjęcia z liceum z lat 30. XX wieku. Stulatek dostał też prezent od władz miasta i list gratulacyjny od premier Ewy Kopacz.