Pijany lekarz (2,14 promila alkoholu) dyżurował w izbie przyjęć chełmskiego szpitala. Pacjent, którego przyjął w sobotę wieczorem, zawiadomił policję. Nie jest to pierwsza wpadka ortopedy.
- Badanie wykazało ponad 2 prom. alkoholu w wydychanym powietrzu - mówi Jolanta Pastusiak, rzecznik prasowy komendanta miejskiego policji w Chełmie. - Dla pewności od lekarza pobrano do zbadania także krew.
O wyczynie lekarza powiadomieni zostali od razu jego przełożeni oraz prokuratura. Jerzy T. natychmiast został zdjęty z 24-godzinnego dyżuru, który miał pełnić od godz. 7 w sobotę do godz. 7 w niedzielę. Z policyjnych ustaleń wynika, że w ciągu 12 godzin pracy nie wykonywał żadnych poważniejszych zabiegów.
- Picie alkoholu w pracy jest godne potępienia - mówi dr Wiesław Piecuch, ordynator oddziału ortopedii. - Jednak będę bronił Jerzego T., bo to bardzo dobry i lubiany przez pacjentów lekarz. W pracy nigdy nie miałem mu nic do zarzucenia. Jeśli będzie musiał odejść, to przede wszystkim ucierpią na tym pacjenci. Po prostu wydłużą się kolejki do operacji i zabiegów. Bardzo trudno będzie mi znaleźć kogoś innego na jego miejsce.
Pracownicy szpitala w ogóle nie chcą na ten temat rozmawiać, chociaż wszyscy zapewne wiedzą, że to nie pierwsza wpadka 49-letniego Jerzego T. Na początku 2003 r. pacjent doniósł, że lekarz przyjął go pijany. Jerzy T. nie poddał się badaniu na trzeźwość. Dzięki temu ukarany został jedynie upomnieniem z wpisaniem
do akt. W czerwcu 2003 roku został ponownie oskarżony o nietrzeźwość w pracy, tym razem przez ojca trzyletniego
pacjenta. Zdaniem skarżącego, lekarz wyglądał wtedy, jakby wyszedł spod prysznica, nie potrafił sklecić zdania, bełkotał. I tym razem ortopeda konsekwentnie odmówił badania alkotestem, nie zgodził się też na pobranie krwi. Sprawą zainteresowała się Okręgowa Izba Lekarska w Lublinie oraz chełmska prokuratura. Ale z braku wystarczających dowodów w postaci wyniku alkotestowego oraz badań krwi sprawę umorzono. Szali nie przeważyły nawet zeznania czterech świadków, którzy twierdzili, że czuli od lekarza woń alkoholu. Skończyło się na naganie od dyrektora za... odmowę poddania się badaniu na trzeźwość. Marek Żydok, ówczesny zastępca dyrektora szpitala, zapowiedział wtedy, że kolejna nagana będzie równoznaczna z dyscyplinarnym zwolnieniem ortopedy z pracy.
W sobotę Jerzy T. zgodził się na test i pobranie krwi. Jest więc niepodważalny dowód jego pijaństwa. Za narażenie na niebezpieczeństwo ludzkiego zdrowia i życia może zostać skazany na karę od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.