Dwóch mieszkańców Rudy (gm. Ruda Huta) uratowało dorodnego łabędzia. Wyraźnie osłabiony ptak przebywał na zamarzniętej Uherce. Po kolejnej próbie udało im się zabrać go w bezpieczne miejsce. Dopiero po tym pojawił się problem, co dalej z tym ptakiem.
Łabędź trafił do ciepłej piwnicy Mariana Kopiela, kuzyna pana Dariusza.
– Na początek dostał trochę chleba i wodę – mówi Kopiel. – Później ktoś mi podpowiedział, że lepsze dla niego będzie ziarno. Kiedy łabędź zagrzał się i posilił, wyraźnie się ożywił.
Żaden z wybawców ptaka nie ma warunków, ani umiejętności, aby zajmować się nim do wiosny. Dlatego za naszym pośrednictwem zwrócili się do Mariusza Kluziaka ze Straży Ochrony Zwierząt.
– Oczywiście w porozumieniu z gminą zajmiemy się łabędziem – zapewnił Kluziak. – Od samorządu oczekujemy jedynie zwrotu kosztów transportu ptaka. Zamierzamy zawieźć go na Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie, aby zbadali go tamtejsi weterynarze. Kiedy już dojdzie do pełni sił zostanie umieszczony w jednym z Ośrodków Rehabilitacji Dzikich Zwierząt, prawdopodobnie w Romanówce.
Okazało się, że w tym przypadku Kluziak, nauczony doświadczeniami ze współpracy z innymi gminami przyjął nazbyt optymistyczny scenariusz. Kiedy bowiem skontaktował się z urzędnikami usłyszał, że gmina nie ma pieniędzy na podobne cele. Innymi słowy jako działacz biednego stowarzyszenia pozostał z tym problemem sam.
– Nie dałem Lubelskiej Straży pieniędzy na transport łabędzia do Lublina, bo nie było takiej potrzeby – zapewnia Kazimierz Smal, wójt gminy Ruda Huta. – Poprosiłem natomiast naszego weterynarza aby obejrzał ptaka. Ten stwierdził, że łabędź jest jedynie osłabiony i kiedy tylko odzyska siły i pogoda na to pozwoli będzie mógł być wypuszczony na wolność.
Kluziak twierdzi, że po raz pierwszy spotkał się z odmową pomocy ze strony gminnego samorządu.
– Niedawno wezwano mnie na drogowe przejście graniczne w Dorohusku, gdzie z wiatą zderzył się młody bocian – dopowiada. – Zajęli się nim funkcjonariusze SG, którzy też o tym, że mają rannego ptaka powiadomili Urząd Gminy Dorohusk. Chociaż zanim dotarłem na miejsce łabędź padł, to wójt i tak zwrócił nam koszty dojazdu.
Zdaniem Janusza Holuka, szefa chełmskiego Wydziału Spraw Terenowych Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska przepisy niestety nie regulują, kto powinien ponosić koszty związane z ratowaniem dzikich zwierząt. Dlatego uważa, że takie stowarzyszenia, jak chociażby Lubelska Straż Ochrony Zwierząt wszelkimi sposobami powinny zabiegać o środki zewnętrzne, na przykład z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska.