Półtora tysiąca mieszkańców Chełma podpisało się pod listem protestacyjnym przeciwko budowie spopielarni zwłok w sąsiedztwie domków jednorodzinnych. Konflikt narasta
O tym, że prywatny przedsiębiorca planuje taką inwestycję, prezydent miasta mogła już wiedzieć w sierpniu. Jednak i ona, i wiceprezydent twierdzą, że dowiedzieli się o tym od dziennikarzy, czyli w ubiegłym tygodniu.
Znany w Chełmie przedsiębiorca pogrzebowy 7 lipca złożył wniosek na rozbudowę swojego budynku usługowego przy ul. Kraszewskiego. Z dokumentu wcale nie wynikało, że chodzi o wybudowanie spopielarni. Dociskany przez urzędników dopiero w sierpniu uściślił charakter planowanej inwestycji.
Dlaczego wówczas prezydent Agata Fisz nie zareagowała? – Prezydent dekretuje całe góry dokumentów i nie musi ich wszystkich czytać – mówi Roland Kurczewicz, pełnomocnik Agaty Fisz. – Mogło być tak, że nie zwróciła uwagi na uszczegółowiony wniosek złożony przez właściciela zakładu pogrzebowego. Zapewniam, że jest zdeterminowana, by do budowy spopielarni nie dopuścić.
Szybciej od urzędników zareagowali mieszkańcy osiedla. Zaczęli zbierać podpisy pod listem protestacyjnym.
– W ciągu zaledwie czterech dni udało nam się zebrać ponad półtora tysiąca podpisów – mówi Ewa Suchań, radna i mieszkanka osiedla Rejowiecka-Włodawska. – Ich lista wciąż się wydłuża. Nie zgadzamy się na narażanie nas na zagrożenia, jakie wynikają z funkcjonowania spopielani, ani na związany z takim sąsiedztwem dyskomfort psychiczny.
– Właściciel zakładu pogrzebowego nie liczy się z ludzką wrażliwością – podkreślił jeden z mieszkańców na spotkaniu z władzami w sprawie kontrowersyjnej inwestycji. – Chce zniszczyć dorobek życia kilkuset mieszkańców, bo kiedy wybuduje spopielarnię, wartość naszych nieruchomości drastycznie spadnie, a nam przyjdzie żyć w cieniu komina krematorium.
Właściciel zakładu pogrzebowego unika kontaktu z mediami. Jak zapewnił Józef Górny, zastępca prezydenta, inwestor bierze pod uwagę możliwość zmiany lokalizacji.
– Oczekuje jednak od miasta wskazania miejsca, gdzie mógłby postawić planowany obiekt – mówi Górny.
– To przecież szantaż – komentują mieszkańcy.
Podczas spotkania z władzami miasta przedsiębiorca miał usłyszeć, że decyzja w sprawie złożonego przez niego wniosku w jego obecnym kształcie będzie negatywna. Tymczasem z naszych ustaleń wynika, że nie ma przepisu, który pozwoliłby urzędnikom odrzucić wniosek inwestora. Jeśli to zrobią, to przedsiębiorca będzie mógł odwołać się do wojewody, a ten zapewne – tak dowodzi praktyka – skieruje sprawę do ponownego rozpatrzenia. Na samym końcu przedsiębiorca będzie mógł się jeszcze odwołać do NSA.
Miasto jest jednak zdeterminowane: – W ostateczności nie zawahamy się w tej sprawie wejść na drogę sądową, nawet w ramach międzynarodowego arbitrażu – zapewnił mieszkańców Józef Górny.