To książka dla tych, którzy w korporacjach pracują i doszli już do etapu, w którym swojej pracy mają po berecik. Inni nie zrozumieją niestety wszystkich smaczków w niej zawartych.
Ja czytałam z przyjemnością, ale bez szaleństwa. Pozycję pożyczyłam też koleżance, która w korporacji (miłościwie nie zdradzę w jakiej) pracuje od lat i która swoją pracę z jednej strony naprawdę lubi, ale z drugiej rzuciłaby ją nawet w tej chwili. Efekt? Zaśmiewała się do łez. W głównym bohaterze książki, Jensie Jansenie odkrywała po części siebie, a w jego współpracownikach – swoich szefów i wspólników w korponieszczęciu. Sam pomysł oraz jego wykonanie (nie zdradzając fabuły) na zniknięcie z pracy w korporacji wprawił ją dosłownie w zachwyt.
– Sama bym na to nie wpadła! – przyznała moja koleżanka. – Gdybym ja pisała taką książkę od razu zamordowałabym wszystkich szefów. Ale najpierw torturowałabym ich długo i krwiście. Tylko słuchaj, nie pisz o tym, bo przecież mnie zwolnią albo zamkną w psychiatryku.
Obiecałam i nie napiszę. Tzn. nie napiszę, o którą koleżankę chodzi. A w razie czego znajomości z nią wyprę się nawet przed prokuratorem.