Powodów do narzekań na Horizon Zero Dawn trochę jest. Na szczęście wszystkie zostają przyćmione przez znakomitą rozgrywkę, obłędną oprawę wizualną i zwyczajną frajdę z rozwalania robotycznej fauny. Recenzja gry Horizon Zero Dawn.
Można powiedzieć, że historia Aloy, naszej protagonistki, to historia znana i eksploatowana niemal od zawsze. Everymanów, o których okazuje się, że ciąży na nich klątwa lub proroctwo i mają szczególnie ważne zadanie do wykonania jest bezliku.
Zwykle w takiej historii prędzej czy później zawiązuje się spisek przeciwko protagoniście, który staje się wrogiem numer jeden albo tajemniczych sił ciemności, albo złowrogiej korporacji, która dąży do zawładnięcia światem. Scenariusz Horizon od tej kliszy nie odbiega.
Zmagania z nieprzyjaznym światem ogromnych maszyn nasza Aloy zaczyna jako mała dziewczynka. Z początkowych przerywników filmowych dowiadujemy się, że razem z przybranym ojcem zostaliśmy wykluczeni z plemienia. Nie wiadomo jeszcze z jakiego konkretnie powodu, ale mieszkańcy mówią o jakiejś klątwie ciążącej na dziewczynie.
Grę zaczynamy od trwającego kilkadziesiąt minut fragmentu stanowiącego klasyczny samouczek z podpowiedziami jak kucnąć, wskoczyć i jak podnieść przedmiot.
Fabuła nabiera rozpędu dopiero wówczas, gdy główna bohaterka, nie mogąc się pogodzić z losem wyrzutka, postanawia wziąć udział w próbie, która pozwoli jej wrócić do społeczności i znaleźć odpowiedź na pytania dotyczące jej pochodzenia oraz rzeczonej klątwy.
Podczas próby, jakże by inaczej, dochodzi do ataku na Aloy i innych uczestników zmagań, a my - jakże by inaczej - ratujemy siebie i swoich współplemieńców miażdżąc przy tym przeciwników. Po tym zwrocie akcji jazda po wytartej kliszy jest kontynuowana: wyruszamy w podróż po naszpikowanym niebezpieczeństwami świecie, by dowiedzieć się, komu tak naprawdę zależało na ataku.
Niezbyt wyrafinowanego fundamentu historii nie ratują szczegóły. Przez większość gry poruszamy się z punktu A do punktu B; trzeba coś zanieść, z kimś porozmawiać, kogoś zaatakować. Brakuje też ożywiających historię oraz postapokaliptyczną rzeczywistość niuansów. Brakuje też nieco "erpegowych" elementów, które ograniczają się w sumie do rozwoju postaci.
Trzeba tu jednak zaznaczyć, że awansowanie również nie jest nadmiernie rozbudowane: ogranicza się do drzewka z trzema typami umiejętności. Właściwie nie jest to żadna wada w grze akcji, a taką przede wszystkim jest Horizon Zero Dawn.
Czasem doskwiera też brak rozbudowanych dialogów, również typowych dla RPG. Podczas rozmów mamy do wyboru zazwyczaj trzy główne opcje: siłową, odwołującą się do rozumu bądź empatyczną, odwołującą się do uczuć. Wybór podczas rozmowy zwykle nie otwiera drzwi do nowych sposobów przejścia danego zadania: jeśli coś trzeba zabić to trzeba.
I tyle.
Czepić można się też zbyt prostych zadań pobocznych. Te, które napotykamy w pierwszych godzinach gry są niemal identyczne i zawierają się w schemacie typu "zaginął mój brat/siostra. Proszę, spróbuj ich odnaleźć".
Rzadko przytrafiają się ciekawsze wątki, których nie wykonujemy mechanicznie, a naprawdę skupiamy się na odkrywaniu tajemnic z nimi związanych. Niezbyt lotnym zadaniom dodatkowym towarzyszą nudne postacie, napisane zwykle na jedno kopyto: tchórz jest tchórzem na sto procent, a ten odważny nawet na chwilę nie przestaje w patetycznym tonie mówić o braterstwie i honorze.
Trochę tych zarzutów się nazbierało, a mimo to uważam Horizon Zero Dawn za doskonałą grę.
Dlaczego?
Ponieważ doskonałe jest w niej wszystko oprócz powyższych. To przede wszystkim świetnie przemyślany, wykreowany i przedstawiony świat.
Postapokalipsa tutaj jest zupełnie inna niż w tych najbardziej znanych "postapo". Nie ma tu surowych pustkowi jak w Falloutach czy ciemności i grozy rodem z Metro 2033. Przeciwnie, w Horizon Zero Dawn bombardowani jesteśmy wszystkimi kolorami tęczy.
Zamiast po klaustrofobicznych, szarych korytarzach bądź nieprzyjaznych opuszczonych blokowiskach spacerujemy po gęstych, zielonych lasach i zaśnieżonych górach. Ale niech to nikogo nie zmyli, zginąć tutaj jest równie łatwo. Wystarczy pierwszy pojedynek sam na sam z przypominającym ogromnego skorpiona robotem, by zginąć i cofnąć się o kilka minut gry wstecz.
Dochodzenie do tego, co takiego stało się na Ziemi, że mechaniczne zwierzęta zepchnęły człowieka do prymitywnych osad to proces powolny. W tym przypadku to bardzo duży plus, metoda małych kroków przy odkrywaniu sekretów świata rekompensuje sztampowy wątek główny.
Nie ma ani grama przesady w oszałamiająco pozytywnych opiniach dotyczących grafiki. Imponująco wyglądają elementy infrastruktury z "poprzedniej epoki" pochłaniane stopniowo przez przyrodę.
Horizon to gra, w której raz na jakiś czas chętnie się zatrzymujemy na skalnym podwyższeniu lub dachu budynku by nacieszyć się ociekającą kolorami panoramą. Podróż po świecie nie jest jednostajna, raz biegniemy przez kompletną głuszę, innym razem skradamy się po zasiedlonych przez roboty zapadniętych budynkach, pływamy po w akwenach, przemierzamy pustynne tereny lub wdrapujemy się na skaliste szczyty.
Widoki widokami, ale Horizon to w końcu gra akcji i tutaj też nie ma do czego się przyczepić. Owszem, rozgrywka nie jest rewolucyjna, czerpie ze znanych rozwiązań: podkradnij się, zabij po cichu, schowaj się w krzakach, powtarzaj do ostatniego przeciwnika.
Sporo elementów przywodzi na myśl serię Far Cry, wspinaczka z kolei jest bardzo podobna do tej w Uncharted. Ale to nie przeszkadza, ponieważ zmagania z mechanicznymi stworami dają bardzo dużo przyjemności.
Choć gra na początku nie sprawia żadnego problemu, szybko okazuje się, że w przypadku większych wrogów trzeba trochę pogłówkować i wykorzystać mniej oczywiste przedmioty z ekwipunku. Każdy z mechanicznych przeciwników ma swoje słabe punkty i musimy to brać pod uwagę podczas walki.
Mimo wszystkich tych rzeczy, które mogły wyjść lepiej, Horizon Zero Dawn to niesamowicie grywalny tytuł. Każda potyczka z wrogiem jest ciekawa, a efekciarskość sprawia, że powalenie tego samego przeciwnika po raz 50 nadal sprawia frajdę.
Mamy dla Was dwie gry Horizon Zero Dawn. Jak wygrać jedną z nich? Wystarczy wymyślić hasło reklamowe gry. Redakcyjne jury nagrodzi dwie najciekawsze odpowiedzi.
Aby wziąć udział w konkursie, należy wysłać SMS o treści HORIZON. treść hasła na numer 7148 (np. HORIZON.hasło). Konkurs trwa do 29 marca 2017, do godziny 12. Ze zwycięzcami skontaktujemy się telefonicznie.
Opłata za wysłanie jednego SMS-a (ok. 160 znaków, bez polskich znaków) wynosi 1,23 zł (w tym 23% VAT). Każda osoba może wysłać dowolną liczbę SMS-ów z hasłem.