Ambasador Stanów Zjednoczonych w Warszawie Paul Jones spotkał się w swojej rezydencji z najbliższą rodziną bohatera Jana Karskiego i przedstawicielami Towarzystwa, któremu patronuje.
Rodzinę reprezentowała dr Wiesława Kozielewska-Trzaska, bratanica i córka chrzestna bohatera, jego siostra cioteczna Edwarda Natkańska i stryjeczny wnuk Jerzy Kozielewski. Towarzystwo – sekretarz Jacek Woźniak, Andrzej Ludek i Małgorzata Morawska. W spotkaniu brał udział także radca do spraw kultury ambasady Kenneth Wetzel.
Wizyta miał serdeczny i bezpośredni charakter. Rozpoczęło ją wręczenie ambasadorowi repliki historycznej szabli polskiej wzór 1917, na klindze której wygrawerowana została dedykacja podkreślająca, iż tą właśnie bronią „Polska wyrąbała sobie niepodległość” w 1918 roku.
Taką szablę posiadał w wersji bojowej i honorowej od prezydenta RP Ignacego Mościckiego – podchorąży Jan Kozielewski, późniejszy – Karski. Czyn zbrojny nie wydałby owoców, gdyby nie zdecydowana postawa amerykańskiego prezydenta Woodrowa Wilsona, który podczas konferencji pokojowej w Wersalu przywrócenie polski na mapę Europy uczynił punktem honoru i strategii negocjacyjnej.
Najwyraźniej wzruszony Paul Jones dziękował słowami wypowiedzianymi po polsku: „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”. Zrewanżował się wręczeniem gościom flagi amerykańskiej, jaka powiewała nad Białym Domem.
Ambasador z podziwem mówił o Janie Karskim, podkreślając, iż była on kwintesencją związków polsko-amerykańskich. Będąc Polakiem, Amerykę wybrał na swoją drugą ojczyznę, był z nią związany przez pięćdziesiąt osiem lat. W niej robiąc piękną karierę akademicką i w niej na nowo stając się ikoną walki o prawa ludzkie. To Ameryka przypomniała światu wojenną misję Jana Karskiego, by powstrzymać horror hitlerowskiej zbrodni na narodzie żydowskim.
Paul Jones wyrażał rodzaj „zazdrości”, iż nie mógł znać tak dobrze bohatera, jak chociażby jego poprzednik, ambasador Stephen Mull, który był studentem Jana Karskiego. Podobnie zresztą jak prezydent Bill Clinton.
Przy kawie, ciastkach i słodyczach rozmawiano także o wspólnych planach związanych z przypadającymi w tym roku ważnymi rocznicami związanymi w działalnością polsko-amerykańskiego bohatera.
– Cieszymy się, że kolejny ambasador amerykański identyfikuje się w dziełem Jana Karskiego i przesłaniem, jakie z niego płynie nie tylko dla Polaków i Amerykanów, ale całego świata. Mój stryj w równym stopniu jak Polakiem czuł się także dumnym Amerykaninem i fakt ten nie powinien być ani na chwilę zapominany. Podobnie, jak i to, że to Stanach Zjednoczonych znacznie wcześniej dostrzeżono na nowo i doceniono to, czego dokonał. Jego misja wojenna była w jej sednie i istocie – misją kompletną i spełnioną. Choć świat jej nie podjął i nie zareagował, tak jak powinien, Karski okazał się symbolem zupełności i integralności – powiedziała po wyjściu z rezydencji ambasadora doktor Wiesława Kozielewska.