Kierownik klubu Stal Kraśnik, nie mając do tego żadnych uprawnień, zablokował mecz nastoletnich piłkarek. Dziennikarz, który to opisał, kilka godzin później dowiedział się, że jego akredytacja dziennikarska na mecze klubu wygasła. I na stadion, jako dziennikarz, już nie wejdzie.
– Nie obrażam się na klub, nie obrażam się na piłkarzy ani pana kierownika, chociaż przy świadkach powiedział, że mnie pozwie do sądu – mówi Paweł Bieleń, dziennikarz portalu Kraśnik24. To właśnie on, jako pierwszy, opisał skandaliczne wydarzenia sprzed niedzielnego meczu żeńskiej drużyny KS Stella Kraśnik z młodymi zawodniczkami z Wierzchowisk.
Tuż przed rozpoczęciem spotkania na murawę wszedł Cezary Łysanowicz, dyrektor sportowy i kierownik Stali Kraśnik (III liga) i nie dopuścił do meczu. – Zrobiłem to, aby chronić moją drużynę – tłumaczył wskazując, że o godz. 17 Stal miała grać z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski i nie mógł „pozwolić na zniszczenie płyty”. – Mam duży szacunek do każdego sportowca, zresztą sam jestem ze sportowej rodziny – dodał.
Dziewczyny ostatecznie przeniosły się na inne boisko. Dziennikarz portalu Kraśnik24 wrócił do domu, napisał artykuł, opublikował go w sieci i po kilku godzinach poszedł zobaczyć jak radzi sobie męska Stal na murawie nie zniszczonej przez nastoletnie zawodniczki. – Przy wejściu, od kierownika ochrony usłyszałem, że moja akredytacja dziennikarska jest nieważna. Próbowałem dodzwonić się do prezes klubu, ale nie odbierała. Usłyszałem od ochrony, że mogę wejść na stadion, jak kupię bilet. To nie są wielkie pieniądze, ale siedziałem na trybunach i tylko z tego miejsca mogłem robić zdjęcia – mówi dziennikarz.
Zemsta Stali Kraśnik za opisanie zachowania jej działacza? Cezary Łysanowicz zaprzecza, choć przyznaje, że to on podjął decyzję, o tym kogo wpuszczać a kogo nie. – Przed meczem rozmawiałem z kierownikiem ochrony i przypomniałem o panujących zasadach. On wykonywał moje polecenia – stwierdza Łysanowicz.
A te zasady – jak tłumaczy – to pandemiczne zasady i reguły Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej. – Według nich każda osoba niebiletowana musi zostać odnotowana na specjalnej liście. Tego pilnuje obserwator meczowy – opowiada i wyjaśnia, że jeśli dziennikarz chce wejść na mecz, to powinien wcześniej zgłosić prośbę o wydanie akredytacji. – Tak jest od dawna, a od tego pana żadnego zgłoszenia nie mieliśmy – dodaje kierownik.
Tylko, że do tej pory Bieleń na mecze wchodził swobodnie. Nikt nie chciał od niego wcześniejszego zgłoszenia. Nikt nie zatrzymywał go na bramce. – Gdyby były takie zasady, to chyba bym był o nich poinformowany – dziwi się dziennikarz.
– No właśnie nie wiem, kto go wpuszczał – dziwi się kierownik.
Świętokrzyski związek odesłał nas do wytycznych bezpieczeństwa z końca maja. Nie ma tam ani słowa o zasadach dla mediów.
Łysanowicz tłumaczy, że jeszcze przed niedzielnym meczem kobiet był w szatniach obu zespołów i przeprosił za sytuację, tłumacząc dlaczego nie mogą zagrać. – Nikt nas nie poinformował, że przed naszym meczem ma zostać na stadionie jakieś inne wydarzenie. A tak nie powinno się robić – dodaje.
Burmistrz Kraśnika Wojciech Wilk komentując sytuację uznał, że zachowania działacza było niedopuszczalne. – Mam nadzieję, że zarząd FKS Stal Kraśnik wyciągnie z tego wnioski i że takie incydenty z udziałem władz klubowych na obiektach MOSiR nie będą miały więcej miejsca – dodał.