Karetka pogotowia wiozła pijanego i uzbrojonego ochroniarza, bo... policjanci nie zabrali mu broni.
Mężczyzna na motorze nie przeżył wypadku. Lekko poszkodowany ochroniarz był pijany i miał przy sobie ostrą broń. Zabrano mu ją dopiero, gdy trafił do szpitala w Lublinie.
Jak ustaliliśmy, 32-letni ochroniarz rozpoczął służbę w środę o godzinie 20. – Był trzeźwy, pojechał w teren do obstawy banku – usłyszeliśmy w agencji ochrony, w której był zatrudniony. – To obowiązkowy pracownik, dla nas to co się stało, jest zaskoczeniem.
Mężczyzna zabrał ze sobą broń długą na ostrą amunicję. Miał na to stosowne uprawnienia. Co robił potem – nie wiadomo.
Do tragicznego wypadku doszło ok. godziny 22. Prowadzony przez ochroniarza hyundai skręcał w lewo na stację paliw. Pojazd zderzył się z nadjeżdżającym z przeciwka motocyklem.
Na miejsce przyjechały dwie karetki pogotowia. Pierwsza zajęła się 34-letnim motocyklistą. Pomimo kilkudziesięciominutowej reanimacji mężczyzna zmarł.
Ochroniarz był przytomny. O własnych siłach wyszedł z pojazdu. Pojawił się patrol policji. Policjanci wylegitymowali kierowcę. Druga karetka zabrała go do PSK 4 w Lublinie. Mężczyzna przez cały czas miał przy sobie swoją broń. Trzymał ją zawieszoną na piersi. Nie odebrali mu jej policjanci, którzy byli na miejscu wypadku. Przejęli ją dopiero pracownicy z agencji ochrony, którzy przyjechali do szpitala.
Po zbadaniu alkomatem okazało się, że mężczyzna miał 1,5 promila alkoholu w organizmie. Został zatrzymany. Od tamtej pory w szpitalu pilnują go policjanci. Prokuratura zdecyduje, czy będzie odpowiadał za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu.
Prokuratura zajmie się też sprawą zabezpieczenia broni. – Będziemy wyjaśniać, dlaczego nie została zabezpieczona przez policjantów na miejscu wypadku. – mówi Sylwester Woźniak, szef Prokuratury Rejonowej w Świdniku.
To samo zapowiada policja. – Sprawdzimy w postępowaniu wyjaśniającym czy były zaniedbania ze strony policjantów – zapowiada Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie.