Unia chce nam dofinansować domowe instalacje solarne. Do wzięcia jest aż 80,5 mln zł. Skorzystają z tego m.in. mieszkańcy Głuska i Świdnika. Ale Lublin nie będzie się o nie starać, bo projekt niesie za duże ryzyko.
– Mieszkańcy ul. Modrzewiowej prosili, żebym jako przewodnicząca zarządu rady dzielnicy zapytała, czy mogą z tego skorzystać mieszkańcy Lublina – mówi Teresa Wojciechowska z Ponikwody. – Dodzwoniłam się do Urzędu Marszałkowskiego. Odesłano mnie do Urzędu Miasta. Zadzwoniłam do departamentu zajmującego się funduszami europejskimi. Tam usłyszałam, że prawdopodobnie Lublin nie był tym w ogóle zainteresowany.
Wojciechowska dziwi się, że taka okazja omija Lublin. – Chętnych byłoby bardzo dużo, bo instalacja solarna za 2 tys. zł to bardzo preferencyjne warunki. Normalnie kosztuje to 12 tys. zł. W Głusku zgłosiło się 850 osób, a w Lublinie chętnych byłoby na pewno więcej – podkreśla Wojciechowska.
Co na to Urząd Miasta? – Nie jest tak, że przegapiliśmy ten projekt. Skorzystamy z jego części, która dotyczy budynków instytucji publicznych. Celowo nie zdecydowaliśmy się na drugą opcję, gdzie korzysta mieszkaniec – mówi Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzecznik prasowy prezydenta miasta. – To wynika z kilku przyczyn. Po pierwsze wymagany jest tzw. wkład własny, który musielibyśmy zabezpieczyć w budżecie miasta, bo to miasto jest tutaj beneficjentem projektu.
Poza tym na czas trwania projektu mieszkańcy przekazują gminie prawo użytkowania nieruchomości i nie mogą ich zbyć przez pięć lat. To oznacza, że miasto prowadziłoby jednocześnie np. tysiąc inwestycji.
– W tym programie jest wiele niewiadomych i niejasnych zapisów prawnych W przyszłości nie wykluczamy, że będziemy korzystać z takich projektów, ale teraz ryzyko jest zbyt duże – mówi Mieczkowska-Czerniak. (aa)