Blisko 38 tys. zł brutto tylko przez niespełna pierwsze dwa miesiące od odwołania ze stanowiska w zarządzie PGE Dystrybucja otrzymał z tytułu zakazu konkurencji działacz PiS Andrzej Pruszkowski. Fundacja Wolności proponuje mu, aby ze względu na „szacunek dla pieniędzy publicznych” zrzekł się dodatkowego wynagrodzenia. Na to się jednak nie zanosi
– Zwracamy się do Pana publicznie z propozycją zrzeczenia się wynagrodzenia z tytułu zakazu pracy u konkurencji, jakie przysługuje Panu z związku z rozwiązaniem umowy ze spółką PGE Dystrybucja – czytamy w liście otwartym do Pruszkowskiego, podpisanym przez Krzysztofa Jakubowskiego.
Szef Fundacji Wolności przywołuje przykład byłego prezesa marszałkowskiej spółki Lubelskie Dworce i polityka PO Mariusza Grada, który w środę poinformował o rezygnacji z przysługujących mu pieniędzy w ramach zakazu konkurencji.
– Analogiczna decyzja z Pana strony pokazałaby nie tylko szacunek dla pieniędzy publicznych, ale również, że politycy PO i PiS potrafią przedłożyć dobro publiczne nad własne interesy – dodaje Jakubowski.
Dlaczego tylko ja?
Co na to zainteresowany? – Uważam za niezgodne ze standardami życia publicznego, iż nie otrzymałem dotąd żadnej korespondencji w tej sprawie i nie znam treści „listu otwartego”, którego rzekomo jestem adresatem, i do którego miałbym się odnosić – mówi nam Andrzej Pruszkowski. – Zainteresuję się tą sprawą, jeśli z takim apelem zwrócą się do wszystkich byłych członków zarządów spółek, którym były wypłacane pieniądze z tytułu zakazu konkurencji. Nie widzę powodu, dla którego miałbym być jedyną osobą w takiej sytuacji, zwłaszcza, że od kilku miesięcy pozostaję osobą prywatną (Pruszkowski jest członkiem Rady Politycznej PiS – dop. red.).
Andrzej Pruszkowski z funkcji wiceprezesa mającej siedzibę w Lublinie państwowej spółki został odwołany 12 grudnia ubiegłego roku, po dwuipółletnim okresie pracy. Z oświadczeń majątkowych, które składał jako były radny sejmiku województwa (według stanu z połowy września 2018 r.) wynika, że zarobił ok. 1 mln 350 tys. zł.
Rzecznik PGE Dystrybucja Adam Rafalski tuż po odwołaniu informował nas, że „w związku z rozwiązaniem kontraktu, Andrzejowi Pruszkowskiemu nie przysługują żadne dodatkowe świadczenie finansowe”. Okazało się jednak, że jest inaczej. Z pytaniem w tej sprawie do spółki zwróciła się lubelska Fundacja Wolności. W odpowiedzi przekazano informację, że odprawa dla byłego wiceprezesa wyniosła 107,7 tys. zł (w tym 27,6 tys. zł podatku VAT).
Ponadto do 18 stycznia otrzymał on blisko 19 tys. zł (w tym 4,6 tys. zł podatku VAT) w ramach zakazu konkurencji. Gdy o to samo zapytała posłanka PO Joanna Mucha, według stanu z 6 lutego wypłacone wynagrodzenie z tego tytułu wynosiło już 37,8 tys. zł (w tym 9,2 tys. zł podatku VAT).
Gdy poprosiliśmy o dane dotyczące tego, przez jak długi czas Pruszkowski będzie otrzymywał wypłatę za niepodejmowanie pracy w konkurencyjnych firmach i jaka łącznie będzie to kwota, odpowiedzi nie dostaliśmy. Rzecznik tłumaczył nam, że umowa w tej kwestii jest objęta tajemnicą.
Były prezes zrzeka się pieniędzy
We wspomnianym przypadku Mariusza Grada chodziło o 13 tys. zł miesięcznie wypłacane przez pół roku. Taki zapis znalazł się w umowie zawartej między byłym prezesem a Radą Nadzorczą Lubelskich Dworców po jego rezygnacji złożonej pod koniec ubiegłego roku. Tydzień po podaniu tej informacji przez media, Grad poinformował o zrzeczeniu się tych pieniędzy. Dlaczego dopiero teraz?
– Propozycja takiego zapisu wyszła od rady nadzorczej, żeby chronić interesy spółki. Nie chcę czekać na zakończenie zakazu konkurencji i chcę znaleźć nowe miejsce pracy. Do tej pory nie otrzymałem z tego tytułu ani złotówki i nie roszczę sobie żadnych praw – mówi nam Grad. Czy oznacza to, że zamierza znaleźć zatrudnienie w firmie prowadzącej działalność związaną z zarządzaniem budynkiem dworcowym? – Czas pokaże. Będę intensyfikował poszukiwania pracy, jak nie będę objęty zakazem.
Konfliktu interesów nie było
Swego czasu nieźle na podobnym zapisie wyszedł Grzegorz Muszyński, obecnie wiceprezes spółki BGK Nieruchomości, do niedawna radny wojewódzki PiS, a wcześniej pierwszy prezes Portu Lotniczego Lublin. Po odwołaniu z tego stanowiska prezesowskie wynagrodzenie pobierał jeszcze przez półtora roku, zarabiając łącznie ok. 400 tys. zł.
Nie przeszkodziło mu to w podjęciu w tym czasie innej pracy. Na pięć miesięcy przed upływem zakazu konkurencji został pełnomocnikiem marszałka województwa do spraw rozbudowy Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej z miesięczną pensją 7 tys. zł. W tym przypadku nie dopatrzono się konfliktu interesów i Muszyński nadal otrzymywał pieniądze z lotniska.