„Warszawa” nie dba o kina jak należy – uważa Ryszard Setnik z Urzędu Marszałkowskiego. Ogranicza koszty remontów i napraw. W najlepszym lubelskim kinie Kosmos nie ma nawet szatni.
– Na początku stycznia wysłaliśmy pismo do wojewody mazowieckiego, by zwrócił nam nieruchomości położone na Lubelszczyźnie – informuje Ryszard Setnik, zastępca dyrektora Departamentu Kultury i Sztuki w lubelskim Urzędzie Marszałkowskim. – Uważamy, że decyzja przekazania ich ręce warszawskiej firmy była fatalna.
Podobnego zdania jest poseł Arkadiusz Bratkowski, który w 1999 roku był marszałkiem. – Od samego początku sprawa wydawała się co najmniej dziwna – mówi poseł Bratkowski. – Samorządy miały przejąć wszystkie obowiązki, w tym utrzymanie kin.
W czerwcu ubiegłego roku decyzją Najwyższego Sądu Administracyjnego wymienione obiekty miały wrócić do lubelskiego samorządu. Wydawało się, że konflikt pomiędzy Urzędem Marszałkowskim a Max Film – zarządzającym obiektami w imieniu właściciela – zakończył się. Jednak właściciel, Sejmik Województwa Mazowieckiego odwołał się od wyroku. Sprawa wróciła do pierwszej instancji. O tym, gdzie mają trafiać dochody z lubelskich kin, ma zadecydować wojewoda mazowiecki.
Zdaniem lubelskich samorządowców, „Warszawa” nie dba o kina jak należy. Minimalizuje koszty remontów, ograniczając się jedynie do powierzchownych napraw: wymiany foteli i malowania ścian.
– W najlepszym lubelskim kinie Kosmos nie ma nawet szatni. Podczas seansu widzowie muszą tłoczyć się w fotelach wraz ze swymi kurtkami, paltami – zauważa R. Setnik.
Próbowaliśmy ustalić co na to Max Film. Niestety, wczoraj było to niemożliwe. Do sprawy powrócimy.