Pisemnych gwarancji bezpieczeństwa żądają mieszkańcy domów w pobliżu elektrowni wodnej budowanej na Bystrzycy. Dziś zebrali się na miejscu inwestycji.
Protestujący boją się, że gdy rzeka zostanie spiętrzona, woda zacznie zalewać ich posesje, gdzie już teraz jest problem z odprowadzeniem deszczówki po większych opadach. – Jesienią już była u mnie straż, wypompowywała wodę – mówi pani Anna, jedna z protestujących.
O niepokojach na Wapiennej i Dzierżawnej pisaliśmy w poniedziałek, zaś w czwartek mieszkańcy przyszli na miejsce budowy, by opowiedzieć również innym dziennikarzom o swoich obawach. Niektórzy z protestujących grozili nawet, że zablokują drogę dojazdową do miejsca inwestycji, ale te propozycje nie zostały podchwycone przez większość zebranych.
Elektrownia na Bystrzycy powstaje niedaleko stadionu Arena Lublin na betonowym jazie wykorzystywanym niegdyś przez nieistniejącą już Cukrownię Lublin. – Ale cukrownia piętrzyła wodę na 80 cm i przez dwa miesiące, a tutaj jest pozwolenie na 170 cm, ważne przez 20 lat – mówi pan Tadeusz z ul. Dzierżawnej. Mieszkańcy tej okolicy przypominają, że dochodziło już do sytuacji, gdy woda cofała się kanałami z koryta rzeki.
Pozwolenie wodnoprawne na budowę elektrowni zostało wydane w 2014 r. i jest prawomocne. Zgoda na piętrzenie rzeki została wydana pod warunkiem, że jednocześnie wykonany będzie drenaż chroniący nadrzeczne posesje przed zalewaniem. – Inwestor musi się z tego wywiązać – podkreśla Lidia Kasprzak-Chachaj, przewodnicząca Rady Dzielnicy Za Cukrownią.
Urząd Miasta podkreśla, że nie ma powodów do wstrzymania budowy. Zanim inwestor dostał pozwolenie na piętrzenie wody, miejscy urzędnicy wydali mu decyzję odmowną. Tłumaczyli, że nie mają pewności, czy elektrownia nie będzie groźna dla okolicznych posesji. Odmowa została jednak skutecznie zaskarżona.