Dla tysięcy chętnych nie będzie miejsc w wymarzonych szkołach – alarmują rodzice uczniów, którzy już za półtora roku będą szturmować drzwi ogólniaków. To zdublowany wskutek reformy oświaty rocznik, ale MEN nie zamierza brać winy na siebie
We wrześniu przyszłego roku naukę w liceach, technikach i szkołach branżowych rozpocznie zdublowany rocznik. Będą to pierwsi absolwenci nowych, ośmioletnich szkół podstawowych oraz uczniowie kończący wygaszane gimnazja. Nie oznacza to jednak tylko dwóch roczników, bo dotyczyć to będzie także dzieci, które rozpoczynały naukę jako sześciolatki.
W praktyce oznacza to, że szturm na szkoły średnie w całej Polsce przypuści nie ok. 350 tys. uczniów jak zwykle, lecz aż 720 tysięcy!
Jak będzie wyglądała walka o miejsca w szkołach? Najlepiej pokazują to lokalne dane. Gdyby w 2019 r. do liceów i techników poszły dzieci tylko z rocznika 2003, kończące naukę w lubelskich gimnazjach publicznych, byłoby ich jedynie 2931. Jednak oprócz nich szkoły szturmować będą uczniowie urodzeni w 2005 r., którzy w 2011 r., w wieku sześciu lat, rozpoczęli naukę w klasie pierwszej (to 406 uczniów), a także ci, którzy poszli w tym samym czasie do podstawówki jako siedmiolatki (mowa o kolejnych 2749 osobach). Daje to w sumie 6086 uczniów.
– Od momentu ogłoszenia założeń reformy zwracaliśmy uwagę na problem drastycznie zmniejszonych szans ponad 720 tysięcy młodych ludzi na dostanie się do wymarzonych szkół i klas o wybranym profilu – piszą w petycji do minister edukacji członkowie koalicji „Nie dla chaosu w szkole” i proszą, by Anna Zalewska zobowiązała kuratorów oświaty do podania przed 1 wrześniem tego roku liczby i profili klas dostępnych dla zdublowanego rocznika.
– To bezwzględnie konieczne, umożliwi bowiem uczniom lepsze przygotowanie się do pokonania ważnego edukacyjnego progu, a szkołom przeprowadzenie efektywnego i przejrzystego procesu rekrutacji – argumentują. Odpowiedzi ministerstwa jeszcze nie ma.
– Rozumiem intencje autorów akcji, ale planowanie liczby i profili klas jest zadaniem organów prowadzących, czyli samorządów – podkreśla Jolanta Misiak z lubelskiego Kuratorium Oświaty. – My będziemy prowadzić spotkania z dyrektorami w związku z organizacją roku szkolnego, opiniować arkusze organizacyjne, monitorować rekrutację i informować na swojej stronie o wolnych miejscach w poszczególnych typach szkół.
Czy samorządy podjęły już jakieś działania? – Na razie koncentrujemy się na bieżącej rekrutacji – przyznaje Mirosław Jarosiński, zastępca dyrektora Wydziału Oświaty i Wychowania w Lublinie.
Wiadomo już, że dyrektorzy najbardziej renomowanych szkół przygotowując się na zdublowany rocznik, chcą w tym roku stworzyć mniej klas pierwszych niż zwykle, by móc we wrześniu 2019 r. przyjąć więcej pierwszoklasistów. W skali Lublina mowa o ok. 7 oddziałach. Tak ma być np. w III Liceum Ogólnokształcącym, które utworzy sześć klas, choć dotychczas było ich osiem. To jednak tylko założenia.
W trakcie rekrutacji może się okazać, że pojawi się rzesza wybitnie zdolnych kandydatów, w tym laureatów konkursów, których szkoły będą musiały przyjąć i z tego powodu zwiększyć liczbę planowanych klas.
Jest jeszcze jeden problem. – Połowa uczniów lubelskich szkół ponadgimnazjalnych pochodzi spoza miasta i mieszka w bursach – słyszymy od innego urzędnika. – Już teraz nie ma tam miejsc dla wszystkich chętnych. W 2019 roku młodzież masowo będzie odsyłana z kwitkiem, nie będzie miała szansy na zdobycie edukacji w renomowanych szkołach.