34-latka z Łęcznej przyznała się do podłożenia ognia w kościele przy ul. Pogodnej w Lublinie. Powodem jej działania miałyby być problemy osobiste, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. Kobieta usłyszała już zarzut. Prokurator wystąpił do sądu z wnioskiem o jej tymczasowe aresztowanie.
Jak już informowaliśmy, w związku z pożarem w kościele Św. Krzyża w Lublinie, policjanci zatrzymali mieszkankę Łęcznej. Kobieta została doprowadzona w piątek do prokuratury i przesłuchana.
Kamila R. usłyszała już zarzut. – Dotyczy umyślnego podpalenia kotary w kościele – mówi prokurator Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
W wyniki czego doszło do zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób albo mieniu wielkich rozmiarów. – W wyniku pożaru powstały straty w wysokości ok. 100 tysięcy złotych – dodaje prokurator Agnieszka Kępka.
Kobieta przyznała się do winy. – Treści wyjaśnień nie ujawniamy – zastrzega prokurator Kępka. I dodaje: – Ze względu na to, że czyn jest zagrożony karą do 10 lat więzienia, skierowaliśmy do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie kobiety.
Do zdarzenia, o którym mowa doszło kilka dni temu. – Dym wydobywający się z kościoła przy ulicy Pogodnej w Lublinie został zauważony we wtorek około godziny 12.30 – opisuje komisarz Kamil Gołębiowski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. – Na miejscu od razu pojawili się świadkowie, którzy śniegiem zaczęli gasić zarzewie ognia. Po chwili pojawili się już strażacy i policjanci.
Spaliła się zarówno kotara w przedsionku kościoła jak i wycieraczka. Nadpalone zostały także drzwi wejściowe do świątyni.
Sprawą pożaru na Bronowiczach zajęli się policjanci. – Funkcjonariusze od razu przystąpili do dokładnego badania miejsca zdarzenia – dodaje kom. Gołębiowski. – Wspólnie z biegłym z zakresu pożarnictwa zostały przeprowadzone oględziny, podczas których zabezpieczono ślady.
Od początku było podejrzenie, że mogło dojść do podpalenia, co ostatecznie się potwierdziło.
– Nie wiemy dlaczego ktoś podłożył ogień. To już jest sprawa dla policji i prokuratury – mówi nam jeden z księży, z którym rozbawialiśmy w piątek telefonicznie. – Nie było nigdy podobnego zdarzenia. Nikt też się nie odgrażał.
Jak udało nam się ustalić nieoficjalnie 34-latka tłumaczyła swój czyn problemami osobistymi.