Straż zarządziła ewakuację kilku staromiejskich kamienic. Ludzie w pośpiechu pakowali dobytek. Niektórzy wyszli bez niczego.
Kamienica przy ul. Noworybnej 4 zaczęła pękać w wtorek w południe. O godz. 19 w jednej ze ścian była już duża szczelina. - Jeszcze większe są wewnątrz - płacze Beata Kurowska z parteru.
Wtorek, godz. 22.
- Zdążyłam chwycić najważniejsze rzeczy. Reszta została - płacze Kurowska. Straż Miejska odwozi ludzi do hotelu na Podzamczu. - Zostaną tam tyle, ile będzie trzeba. Od rana będziemy szukać im mieszkań - mówi Paweł Fijałkowski, zastępca prezydenta.
Wkraczają eksperci. - To groźne pęknięcia - przyznaje Urszula Sieteska, szefowa nadzoru budowlanego. - Przyczyny nie podam, za ciemno na oględziny.
- Widać, że stoi tu kałuża, woda nie spływa do studzienki. Prawdopodobnie wsiąkała w podłoże i podmyła fundamenty - ocenia Stanisław Fic, zastępca prezydenta. Lokatorzy twierdzą, że prywatny właściciel kamienicy od lat jej nie remontował. - Nie udzielam wywiadów - mówi współwłaściciel domu.
Środa, godz. 13.
- Nic na to nie wskazywało. Konieczny był remont, ale budynek nie groził zawaleniem - twierdzi Dariusz Kopciowski z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, który nadzoruje zabytkową kamienicę.
Miasto szuka lokali zastępczych. - Mamy już cztery. Po niedzieli będą kolejne trzy - wylicza Mirosław Kalinowski z Urzędu Miasta. Mieszkańcy boją się o opuszczone mienie. - Stale go pilnujemy - uspokaja Witold Laskowski z lubelskiej policji.
Ewakuowani zgłaszają się do opieki społecznej. - Siedmiu rodzinom zapewniliśmy gorące posiłki - mówi Antoni Rudnik, szef Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Jesteśmy gotowi do dalszej pomocy.
Środa, po godz. 18
Narożnik kamienicy jest już mocno odchylony od pionu i chyli się na sąsiednie domy. Lokatorzy z czterech pobliskich budynków są ewakuowani. - Zgasiłam światło, wyłączyłam gaz. Wzięłam tylko dokumenty i wyszłam - lamentuje Leokadia Czerwińska z Lubartowskiej 23. Staruszka jest przestraszona, błąka się po ulicy.
Na miejsce przyjeżdża straż pożarna. - Musimy przewrócić narożnik tak, by nie spadł na inne domy - mówi Michał Badach. - Zaczepimy kotwicę i postaramy się położyć tę ścianę. Może się uda. Ale bez podnośnika nie damy rady niczego zaczepić. Nie wiemy, czy podnośnik zdoła podjechać. Najczarniejszy scenariusz jest taki, że będziemy czekać, aż to samo runie.