Nie było Sylwestra ani balów karnawałowych. Nie było hucznych wesel ani studniówek. Właściciele domów weselnych mówią wprost: tegoroczny karnawał przypominał Wielki Post
– Gdyby to był normalny, nieepidemiczny rok mielibyśmy pewnie Andrzejki w dwóch terminach, Sylwester, karnawał. Styczeń był też tradycyjnie dobrym miesiącem, bo były chrzciny i sporo imprez rodzinnych – wylicza Konrad Krupski, właściciel Domu Weselnego Rozmaryn. – W tym roku nie było nic. Cały czas jesteśmy zamknięci. Stoimy w miejscu i czekamy na podanie terminu, w którym znów będziemy mogli działać. Mamy dość tej sytuacji. Liczymy na to, że w kwietniu, po świętach, będziemy mogli wrócić do normalnego działania.
Wielu właścicieli domów weselnych i hoteli o swojej sytuacji rozmawiać nie chce.
– Proszę zrozumieć. Ja już jestem w takim stanie, że nawet mówić mi się nie chce – słyszę od właściciela jednego z domów weselnych na północ od Lublina.
– W karnawał nie robiliśmy nic. To przypominało Wielki Post – to anonimowy komentarz z domu weselnego na południe od stolicy województwa. – Proszę nie używać nazwy lokalu, bo nie wiem, jak to dalej będzie. Poważnie zastanawiam się nad sprzedażą, ale zanim decyzja nie zapadnie, nie chciałbym odstraszać potencjalnie zainteresowanych zarezerwowaniem jakiegoś terminu wiosenno-letniego. Chociaż jak na razie żadnych rezerwacji jeszcze nie mam – dodaje.
Jest tak choć liczba ślubów zawieranych w trakcie epidemii nie maleje. Od początku grudnia 2019 do końca lutego 2020, czyli tuż przed nadejściem epidemii, w Urzędzie Stanu Cywilnego w Lublinie udzielono 198 ślubów. W ciągu trzech tych samych miesięcy rok później – 187.
– Najwięcej rezygnacji i zmian terminów odnotowaliśmy wiosną ubiegłego roku, za to jesienią, mimo obostrzeń, mieliśmy ich bardzo dużo, bo oprócz tych zaplanowanych wcześniej, doszły także te przełożone z początku epidemii – tłumaczy Andrzej Marciniak, dyrektor USC w Lublinie. – Teraz będziemy mieli chwilę odpoczynku, a od kwietnia przez miesiące letnie mamy już 100 procent zajętych miejsc.
Nie oznacza to jednak, że planujący ślub planują też wesele.
– Ślub braliśmy 2 stycznia. O weselu nawet nie myśleliśmy – przyznaje Marcin Magier, radny Świdnika i dodaje, że najważniejszym zadaniem było znalezienie największego kościoła w mieście, by zmieściło się w nim możliwie jak najwięcej osób. – Łącznie w uroczystości – wraz z nami, księżmi, kwartetem smyczkowym i fotografem – wzięły udział 54 osoby. Po uroczystości nasi goście rozjechali się, a my wraz ze świadkami i zaprzyjaźnionym księdzem wróciliśmy do domu, gdzie zjedliśmy obiad zamówiony na wynos z restauracji.
Magier przyznaje, że para od początku chciała zrobić kameralną uroczystość dla najbliższych, dlatego pandemia aż tak bardzo nie pokrzyżowała im planów. Zaraz po ślubie myśleli o zorganizowaniu wesela, gdy będzie to już możliwe.
– Ale teraz już chyba wszyscy przyzwyczaili się do tego, że jesteśmy małżeństwem i chyba się powstrzymamy – mówi. – Będziemy za to chcieli zorganizować jakiś większy obiad z dziadkami i resztą rodziny.
Nie wszyscy rezygnują jednak z większych wesel. O tym, że takie imprezy odbywają się „po cichu”, dowiedzieliśmy się pod koniec stycznia, gdy po takim spotkaniu zmarł jeden z bawiących się na przyjęciu gości.
– Trwa postępowanie wyjaśniające w tej sprawie – mówi Katarzyna Wnuk, rzeczniczka prasowa Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie.