Na te rzeczy czeka około 1,8 tys. rodzin, ale dary utknęły w Polsce. Ks. Mieczysław Puzewicz ma problem z zorganizowaniem transportu.
To trwała żywność, artykuły higieniczne i produkty dla dzieci – w sumie ponad 100 ton darów, które czekają niedaleko Warszawy na transport na Ukrainę. Jak podało Radio Zet na liście potrzebujących jest około 1,8 tys. rodzin, ale na razie tych wszystkich rzeczy nie mogą otrzymać.
Są problemy z przewiezieniem transportu. – Brakuje ciężarówek, a jeśli takowa się znajdzie, to przewoźnik dyktuje niebotyczne ceny – mówił ks. Mieczysław Puzewicz z Centrum Wolontariatu w Lublinie i tłumaczył, że jeden z przewoźników za kurs z Lublina do Łucka (to odległość około 200 kilometrów) chciał 4 tysiące euro zapłaty.
– Zarówno polscy, jak i ukraińscy przedsiębiorcy niebotycznie podnieśli ceny. Rzeczywisty koszt takiego przewozu nie przekracza tysiąca złotych. Ktoś po prostu żeruje na tej sytuacji – mówił ks. Puzewicz.
Teraz okazuje się, że może znajdzie się wyjście z sytuacji. Pomoc zaoferowała Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, a do Centrum Wolontariatu w Lublinie zgłaszają się też przewoźnicy.
- Z naszych magazynów wyjeżdża tygodniowo tysiąc ton produktów, więc tutaj skala nie jest problemem. Uzgadniamy w tej chwili szczegóły operacyjne. Rozważamy, czy byłby to transport kolejowy czy drogowy - mówi w rozmowie z Radiem ZET Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.
– Będziemy prowadzić rozmowy z rządową agencją, jest bardzo pozytywny odzew z ich strony - potwierdza ksiądz Mieczysław Puzewicz z Centrum Wolontariatu w Lublinie. Duchowny dodaje, że po emisji materiału w Radiu ZET odezwali się do niego również przewoźnicy. - Zaoferowali bardzo dobre warunki, znacznie niższe od tych, z którymi spotykaliśmy się wcześniej. Rozmawiamy też na temat możliwości bezpłatnego przetransportowania tych ładunków - dodaje duchowny.