Miasto przymierza się do stworzenia systemu rejestracji kierowców przejeżdżających na czerwonym świetle. Urządzenia takie miałyby być zainstalowane podczas rozbudowy już powstającego systemu zarządzania ruchem. I nie jest to jedyna planowana nowość
Mniej niż sekunda minęła między momentem, gdy rozpędzone audi powinno stanąć przed przejściem obok hali Nova, a chwilą gdy uderzyło w pieszych mających zielone światło. To czas za krótki, by piesi mogli choćby odskoczyć. Wczoraj winny był pijany kierowca, ale i całkiem trzeźwym zdarza się ignorować czerwone światło. Batem na nich mają być urządzenia rejestrujące takie wykroczenia.
– Działanie takich podsystemów polega na montażu na skrzyżowaniu dodatkowych kamer i dodatkowych pętli indukcyjnych. Oba te urządzenia uruchamiane są w momencie, gdy na sygnalizatorze pojawia się czerwone światło – wyjaśnia Karol Kieliszek z Urzędu Miasta. – Pojazd najeżdża na taką pętle a ta uruchamia kamerę, która robi zdjęcie. Jest ono następnie przekazywane są odpowiednim służbom.
Taki jest mechanizm działania systemu, który jest wymieniany jako jeden z elementów planowanej rozbudowy systemu zarządzania ruchem. Wstępnie wiadomo już, że ma ona polegać na przyłączeniu do sieci ok. 30 skrzyżowań, budowie nowych sygnalizacji wraz z tzw. śluzami dla autobusów (taka śluza istnieje np. na al. Piłsudskiego), nowych wyświetlaczach z informacjami dla kierowców, czy też budowie „nadzoru wjazdów w strefy specjalne” takie jak np. Stare Miasto.
O takiej rozbudowie mowa jest w projekcie przyszłorocznego budżetu, gdzie prezydent zapisał 300 tys. zł na opracowanie niezbędnej dokumentacji. I to tu można przeczytać o planowanym „podsystemie kontroli przejazdów na czerwonym świetle”. Ratusz zastrzega, że losy tego „podsystemu” zależą od tego, jakie będą prawne możliwości karania na podstawie takich zdjęć.
Namierzą kradzione
Znacznie wcześniej, bo już w grudniu uruchomione zostaną kamery odczytujące tablice rejestracyjne, które będą sprawdzać, jak szybko dany kierowca pokonał pewien odcinek drogi. Ale nie po to, by karać tych, co za szybko jadą, tylko po to, by obliczyć czas potrzebny do przejazdu daną trasą, który ma być wyświetlany na przydrożnych tablicach. Dane mogą być co prawda przekazywane policji na jej żądanie, ale – jak zapewnia Ratusz – nie będą mogły posłużyć do karania kierowców przekraczających prędkość, ale do wychwytywania poszukiwanych lub kradzionych pojazdów.