Pogorszył się stan zdrowia mężczyzny podejrzewanego o zabójstwo przy ul. Gęsiej – ustaliliśmy nieoficjalnie. Nie wiadomo, kiedy Piotr R. usłyszy zarzuty.
47-letni Piotr R. trafił do szpitala po tym, jak strażacy wyciągnęli go z płonącego samochodu, zaparkowanego przy ul Lubelskiej w Kraśniku. Mężczyzna najprawdopodobniej spał w bagażniku swojego volvo. Ukrywał się przed policjantami. Najpewniej zaprószył ogień.
Po reanimacji 47-latek odzyskał przytomność. Trafił do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili poparzenia dróg oddechowych oraz 20 proc. powierzchni ciała. Piotr R. zatruł się również toksycznym dymem. Przeszedł operację przeszczepu skóry. Wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Jak ustaliliśmy, mężczyzna miał być wybudzony w ostatni piątek. Nie pozwolił na to jednak jego pogarszający się stan zdrowia. Teraz wybudzanie planowane jest na koniec tego tygodnia.
Śledczy przygotowują się obecnie do dokładnych oględzin samochodu, w którym znaleziono 47-latka. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, tuż przed zabójstwem Monika i Piotr R. przez dłuższy czas siedzieli w aucie i rozmawiali. Wskazuje na to relacja świadka, do którego dotarli śledczy. Do tej pory nie ustalono jednak, dlaczego 47-latek zaatakował swoją żonę.
Monika R. zginęła 20-lutego. Jej ciało znaleziono przed jednym z bloków przy ul. Gęsiej w Lublinie. Kobieta mieszkała tam ze swoim partnerem. Od około trzech lat była w separacji z mężem – Piotrem R. Z nieoficjalnych informacji wynika jednak, że mężczyzna nie mógł pogodzić się z rozstaniem.
Feralnego dnia rano Piotr R. czekał na żonę na parkingu przed blokiem. Małżonkowie spotkali się, kiedy Monika R. wyszła do pracy. Jeden z mieszkańców osiedla widział później, jak kobieta ucieka przed mężczyzną, który był uzbrojony w jakieś narzędzie, prawdopodobnie klucz do kół. 41-latka próbowała schronić się na klatce schodowej. Nie zdążyła jednak zamknąć drzwi. Napastnik dopadł ją przy wejściu i zadał kilka ciosów w głowę.
Po zaatakowaniu kobiety pobiegł do swojego samochodu i uciekł, taranując pobliskie ogrodzenie. Według śledczych, wszystko rozegrało się na tyle szybko, że świadek zdarzenia nie był w stanie powstrzymać napastnika. Wezwani na miejsce ratownicy z pogotowia mogli tylko stwierdzić zgon.