Niewidzialne borowiki i wołowina, mielonki z kości i seropodobne sery znalazła Inspekcja Handlowa na półkach z najtańszymi produktami. Najwięcej zastrzeżeń budziły salcesony, te z sierścią i kośćmi. Wiemy też, gdzie najłatwiej o przeterminowany towar.
- Inspektorzy Inspekcji Handlowej wycofali 131 partii towarów - informuje Małgorzata Cieloch, rzecznik UOKiK. - Ponadto IH wydała 91 decyzji z łącznymi karami 118,6 tys. zł za wprowadzenie do obrotu produktów zafałszowanych.
Zakwestionowano co trzecią badaną partię towaru w polskich sieciach handlowych, blisko 15 proc. w zagranicznych sieciach hiper- i supermarketów, tylko 5,7 proc. w dyskontach, a najwięcej, bo aż 43,2 proc. w pozostałych sklepach. Najwięcej przeterminowanych produktów (5,9 proc.) znaleziono w polskich sieciach, nie było ich za to w dyskontach.
Spożywcze grzechy w uproszczeniu można podzielić tak: albo szwankuje jakość, albo oznaczenie. Dla klienta wychodzi na to samo: co innego kupował, co innego dostał. Było tak z serami dojrzewającymi: złej jakości było poniżej 6 proc., ale 43 proc. miało złe oznaczenia, zaś wyroby seropodobne często kryły się wśród serów. Podobnie wędzonki: jakość nie budziła uwag, ale co drugą źle oznaczono. A w sklepach sprzedających wędliny luzem klientom nieraz podawano inny skład, niż podany przez producenta.
Jak to wygląda w szczegółach? Z wędlinami podrobowymi aż w 56 proc. przypadków było coś nie tak, a więcej niż co czwarta partia była złej jakości. Na przykład w salcesonach znaleziono kości, chrząstki i szczecinę.
Drób objawił się za to w... surowym mięsie mielonym wieprzowo-wołowym (zakwestionowano co czwartą partię mielonego), albo w kiełbasie wieprzowo-cielęcej był drób, mortadela była dwa razy tłustsza, niż być miała, a kiełbasy, które miały być grubo rozdrobnione zbyt często były zmiksowane niczym parówki.
"Pasztet borowikowy” w spisie składników nie miał ani borowików, ani nawet ich aromatu, w składzie "polędwicy z kurczaka” były skórki wieprzowe. Nadużywane są też nazwy sugerujące, że wyrób jest "domowy”, a nie przemysłowy. Taki "domowy pasztet” miał tyle chemii, że jej spis zająłby cały ten akapit.
Nieco lepiej wypadł nabiał, któremu statystykę najbardziej psuło masło. Uważać trzeba też przy zakupie serów: zastrzeżenia były do jakości prawie co piątej próbki. Tylko do jakości mleka nie było żadnych uwag.