Plakaty kandydatów do Sejmu i Senatu nie będą już oblepiać wiat przystankowych. Zakazał tego Ratusz. Rok temu było odwrotnie, bo miasto zwiększało liczbę wiat, na których mogli naklejać swe plakaty kandydaci do samorządu. Co skłoniło Ratusz do zaostrzenia reguł?
Plakaty kandydatów startujących we wszelkich możliwych wyborach przez wiele lat szpeciły wiaty na lubelskich przystankach. Wojna sztabów trwała w najlepsze, podobizny jednych polityków zrywali sympatycy innych, na szybach wisiały strzępy wyborczych reklam, a reszta walała się pod nogami czekających na autobus.
Przez lata wieszanie plakatów wyborczych było dozwolone na 67 wyznaczonych wiatach przystankowych i to bez ponoszenia jakichkolwiek opłat. Mało tego, przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi miasto złagodziło zasady pozwalając na oklejanie... 285 wiat.
Ale to już przeszłość.
– Społeczny odbiór plakatów na wiatach był negatywny. Reklamy przyklejano w różny sposób, przez co wyglądały mało estetycznie – wyjaśnia Joanna Bobowska z Urzędu Miasta. – Dlatego wiaty przystankowe nie będą wskazywane jako miejsca do naklejania plakatów wyborczych.
Gdzie zatem politycy mogą legalnie powiesić swoje reklamy nie płacąc za to ani grosza? – W ramach bezpłatnych miejsc na plakaty wyborcze wskazaliśmy 37 stojaków informacyjnych oraz 39 słupów ogłoszeniowych – mówi Bobowska.
Podobizn polityków nie musimy się już spodziewać na wszelkich możliwych latarniach, czy też barierkach wzdłuż jezdni. Nie było ich podczas wyborów do europarlamentu, nie było podczas wyborów samorządowych i nie powinno być również teraz, bo miasto nie zmienia swych przepisów w tej kwestii.
Straż Miejska twierdzi, że dotąd nie było problemów z nielegalnym wieszaniem plakatów w trakcie obecnej kampanii wyborczej. – Nie było żadnych sygnałów, sami też nie zaobserwowaliśmy problemów – stwierdza Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej.
Także ostatnia kampania samorządowa odbyła się względnie spokojnie. – Podjęliśmy wówczas 20 interwencji związanych z umieszczaniem reklam wyborczych wzdłuż dróg – mówi Gogola. – W trzech przypadkach mieliśmy zastrzeżenia co do lokalizacji bannerów i zwróciliśmy się do komitetów wyborczych o przestawienie reklam. Skończyło się na pouczeniach, nie nakładaliśmy żadnych mandatów.