Świąteczny poniedziałek nad Zalewem Zemborzyckim. Zobaczcie zdjęcia naszego fotoreportera.
Niektórzy wybrali się na spacer, a inni na rower. Byli też miłośnicy kąpieli w zimnej wodzie.
Tymczasem, były główny inspektor sanitarny Andrzej Trybusz ocenia, że głęboki lockdown należało wprowadzić w połowie marca. - Odchodzenie od obostrzeń powinno być bardzo rozważne i skorelowane z poziomem liczby osób zaszczepionych –powiedział w rozmowie z PAP były główny inspektor sanitarny Andrzej Trybusz.
"Dzisiaj zakażeń mamy sto razy więcej i słyszymy, że jak sytuacja się pogorszy, to rząd rozważy zaostrzenie obostrzeń. Jak się ma pogorszyć? Wszystkie województwa mają mieć taki poziom zakażeń jak Śląsk? Uważam, że głęboki lockdown należało wprowadzić w połowie marca, kiedy trzecia fala zakażeń zaczęła narastać. Można byłoby wówczas uniknąć dramatycznego, w części województw, obciążenia systemu ochrony zdrowia i konieczności przekształcania kolejnych oddziałów szpitalnych na oddziały covidowe, co powoduje m.in. odkładanie operacji planowych czy badań diagnostycznych" – podkreślił.
"Gdyby zrobiono to w połowie marca, to byśmy dusili tę trzecią falę w zarodku" – dodał były szef GIS.
Zwrócił uwagę, że inne państwa Europy, m.in. Włochy, Hiszpania, Czechy i Słowacja, nie mają oporu we wprowadzaniu głębokiego lockdownu. Decyzją władz w całej Francji do 2 maja zamknięte będą sklepy z wyjątkiem tych sprzedających produkty pierwszej potrzeby, a mieszkańców obowiązuje zakaz przemieszczania się między departamentami i nakaz pozostawania w promieniu 10 km od miejsca zamieszkania.
Jak ocenił, wprowadzone w marcu obostrzenia nie są lockdownem sensu stricto. "Bo jak sama nazwa wskazuje, lockdown to jest pozostawanie na miejscu, w domu. Zobaczymy, czy te obostrzenia, które zostały wprowadzone, rzeczywiście przyniosą taki skutek, jakiego się oczekuje" – powiedział.
"Świąt z punktu widzenia epidemiologicznego należy się obawiać. Mniej bym się martwił ładną pogodą, gdy ludzie wyjdą na spacery do parków czy lasów, bo na świeżym powietrzu możliwość transmisji wirusa jest znacznie mniejsza. Natomiast należy się obawiać licznych spotkań rodzinnych, w których biorą udział krewni z różnych stron kraju. Bo wirus głównie przenosi się w pomieszczeniach zamkniętych" – zaznaczył ekspert.
Ocenił, że Polacy nie są zbyt rygorystyczni w przestrzeganiu zasad takich, jak noszenie maseczek, utrzymywanie dystansu społecznego czy dezynfekcja rąk. "A na tym etapie to nasza główna ochrona, ponieważ szczepienia nie dają jeszcze efektów populacyjnych" – zastrzegł.