Na 18 czerwca wyznaczony został termin rozprawy dotyczącej odwołania prezydenta Lublina przed końcem kadencji. Tego dnia Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie ma się zająć kasacją złożoną przez Krzysztofa Żuka, który przegrał w pierwszej instancji z wojewodą chcącym usunąć go ze stanowiska
Warszawski sąd ma rozstrzygnąć spór, który toczy się od ponad dwóch lat i sprowadza w praktyce do dwóch kwestii. Po pierwsze: czy Krzysztof Żuk złamał prawo będąc przez dwa lata jednocześnie prezydentem miasta i członkiem rady nadzorczej spółki PZU Życie. Drugie pytanie wynika z pierwszego: czy za złamanie zakazu (o ile do tego doszło) można było użyć wobec Żuka przepisu usuwającego go z fotela prezydenta.
Twierdząco na oba pytania odpowiadają prawnicy wojewody Przemysława Czarnka powołując się na materiały Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które uznało, że Żuk nie mógł łączyć dwóch stanowisk. Na tej podstawie wojewoda wezwał Radę Miasta do uchwalenia, że prezydent stracił władzę z mocy prawa. Ponieważ taka uchwała nie zapadła, Czarnek wydał zastępujące ją zarządzenie „wygaszające mandat” prezydenta. Zarządzenie nie weszło w życie, bo zostało zaskarżone do sądu zarówno przez prezydenta, jak też radę.
Samorządowcy przekonywali w sądzie, że prezydent nie złamał prawa. Wskazywali ustawowy wyjątek od zakazu łączenia stanowisk i próbowali w ten sposób udowodnić, że nie było podstaw do usuwania Żuka ze stanowiska. Prawnicy wojewody odpowiadali, że w tej konkretnej sytuacji nie można było sięgnąć po ten wyjątek. Sąd przyznał im rację i stwierdził w swym wyroku, że prezydent naruszył zakaz, a decyzja wojewody była prawidłowa. Żuk i prawnik Ratusza zaskarżyli wyrok do Naczelnego Sądu Administracyjnego, a sprawa trafiła już na wokandę. Posiedzenie wyznaczono na 18 czerwca.
Jakikolwiek wyrok nie zapadnie w Warszawie, nie będzie w stanie odsunąć Żuka od władzy, bo decyzja wojewody ma zastosowanie wyłącznie do minionej kadencji, a nie tej, która trwa obecnie. Nawet wyrok pierwszej instancji zapadł już kilka dni po tym, jak Żuk został zaprzysiężony na nową kadencję. Na wyrok trzeba było czekać długo, bo sąd musiał się zmierzyć z wieloma wnioskami stron. Nawet w dniu, w którym miało dojść do ogłoszenia werdyktu, prezydent zażądał wykluczenia sędzi przewodniczącej składowi orzekającemu i zarzucił jej stronniczość.
Zarzut ostatecznie został oddalony, ale o kilka miesięcy opóźnił ogłoszenie wyroku, a prezydent ostatecznie znalazł się w sytuacji, w której nawet przegrana nie będzie mieć znaczenia innego niż wizerunkowe.