"Mamy nadzieję, że politycy zrozumieją wreszcie, że lekarze są od leczenia, a urzędnicy od … siedmiu boleści” – to fragment ulotki, w której lekarze wyjaśniają pacjentom, dlaczego protestują. Od dziś takie ulotki będzie można znaleźć w przychodniach.
Lekarze postanowili teraz, że będą wyjaśniać pacjentom, jakie są ich postulaty. – Taką decyzję podjęliśmy wczoraj – mówi Teresa Dobrzańska-Pielichowska, prezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców.
Dziś rano Porozumienie Zielonogórskie rozesłało swoim członkom treść ulotki. Lekarze mogą ją już drukować i rozdawać pacjentom. Lada chwila ulotki pojawią się również na Lubelszczyźnie. – Będą leżały w poczekalniach. Każdy, kto wejdzie do przychodni, będzie mógł wziąć ulotkę – wyjaśnia Teresa Dobrzańska-Pielichowska.
Treść ulotki skierowanej do pacjentów:
LEKARZE PRZEPRASZAJĄ PACJENTÓW za niedogodności związane z wystawianiem recept. Sytuacja ta jest wynikiem wprowadzenia przez Bartosza Arłukowicza Ministra Zdrowia absurdalnych przepisów nakładających na lekarzy obowiązki urzędników NFZ.
Dlaczego przybijamy pieczątki? Spróbujemy to wyjaśnić. Nowa ustawa weszła w życie 1 stycznia 2012 r., a w połowie grudnia 2011 r. zostały zapowiedziane protesty lekarzy. Autorzy ustawy tłumaczą, że jest znana już od pół roku, a wcześniej nikt nie sygnalizował, że jest bublem prawnym.
To nieprawda. Już w maju wysłaliśmy pierwszy list (z podpisami kilkunastu tysięcy lekarzy), do minister zdrowia Ewy Kopacz, informując, że ustawa wprowadza bałagan i złe rozwiązania w ochronie zdrowia.
A jakie rozwiązania wprowadzają? Nakładają kary na lekarzy, którzy przepiszą receptę niezgodnie z wytycznymi ministerstwa. Na pierwszy rzut oka, to oczywiste. Przecież, jeśli chcemy brać pieniądze, musimy mieć wytyczne i ich przestrzegać. ALE TERAZ:
1. Musimy sprawdzić PEWNY dowód ubezpieczenia. W Polsce nie ma takiego dokumentu. Cały czas "jest wprowadzany”, od 2004 roku… W związku z tym jest pełno różnych "dokumentów, które chwilowo świadczą o ubezpieczeniu”. Jak to wygląda?
Składka jest odprowadzana nie wtedy, kiedy pracodawca pobierze pieniądze z wypłat, tylko kiedy wpłaci je na konto NFZ. I to w terminie. Jeden dzień zwłoki sprawia, że na kolejny miesiąc jego pracownicy są nieubezpieczeni.
Innymi słowy, najpowszechniejszy druk – RMUA, o niczym nie świadczy, bo jak możemy brać odpowiedzialność za to, że ktoś zapomniał. Tak samo wygląda to z ZUS-em. Jedyny pewny dowód, to potwierdzenie przelania składki z ZUS do NFZ. A tego nie ma. Nawet dzieci, które obowiązkowo są ubezpieczone, mogą się załapać na "brak ubezpieczenia”.
Jak? Dzieci ubezpiecza albo "rodzic” albo "urząd” – każdy ma swoje oznaczenia. Jeśli podamy na dokumencie zły kod, pacjent jest traktowany jak nieubezpieczony. A rodzice, których pytamy: kto zgłasza dziecko do ubezpieczenia? – najczęściej nie wiedzą o czym mówimy… Oczywiście za nieubezpieczonego płacimy karę.
2. Musimy sprawdzić, czy lek, który przepisujemy jest zarejestrowany w danej chorobie. Niby wszystko w porządku, ale tylko leki oryginalne mają pełną rejestrację. Zamienniki już nie. Dlaczego? Bo każda zarejestrowana "choroba” kosztuje.
A wcześniej nikt o to nie dbał czy rejestracja jest, czy nie, bo i tak stosowano tą samą substancję. Teraz np. nie możemy dać Polocardu pacjentowi po zawale, bo tylko aspirin ma rejestrację. A to ten sam lek. Pierwszy oczywiście dużo tańszy, ale nie miał rejestracji na zawał, mimo, że jest powszechnie stosowany. Jeśli go zapiszemy zostaniemy ukarani.
Poza tym duża część leków zaczyna być stosowana poza pierwotnymi wskazaniami – na tym polega postęp w medycynie. Okazuje się, że lek działa też w innych chorobach, więc zaczyna się go stosować także w ich przypadku. Teraz ministerstwo tego zabrania.
Tu należy dodać, że w momencie pojawienia się listy serwery ministerstwa zdrowia zawiesiły się…
4. Musimy mieć zaświadczenie od specjalisty. Taki druk jest ważny rok. Czyli co roku, nawet osoby, które tego nie potrzebują, muszą stanąć w kolejce, np. do kardiologa. Tylko po zaświadczenie. Jeśli natomiast rozpoznamy chorobę, np. alergię u małego dziecka, nie możemy dać mu tańszych leków od razu. Musi być zaświadczenie.
Czyli przez kilka miesięcy, bo tyle czeka się na wizytę u specjalisty, pacjent dostaje tylko drogie leki. Dla wielu rodzin są one nie do wykupienia, więc dziecko nie jest leczone. Jeśli się zlitujemy i wpiszemy zniżkę zostaniemy ukarani.
5. Musimy określić, czy pacjent nie należy do jednej z 9 grup "zniżkowych” – np. kombatanci, krwiodawcy itp. Większość pacjentów nie nosi ze sobą zaświadczeń o przynależności do danej grupy. Poza tym większość tych zaświadczeń łatwo sfałszować. I znów – to my zostaniemy oszukani i… to my zapłacimy karę.
6. W tym całym zamieszaniu z dokumentami mamy jeszcze mieć czas zbadać pacjenta i pomyśleć jak go leczyć. A później sprawdzić, czy urzędnik z NFZ nam na to pozwoli, bo może nasza wiedza i publikacje naukowe nie wystarczą i dostaniemy karę…
Mamy nadzieję, że politycy zrozumieją wreszcie, że lekarze są od leczenia, a urzędnicy od … siedmiu boleści.
SZANOWNI PACJENCI – PROSIMY, ZROZUMCIE NAS…
(Źródło: Federacja Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie)