Drobny błąd przewodniczącego lubelskiej rady sprawił, że ostatnie posiedzenie było tylko... prywatnym spotkaniem radnych.
Teraz do kosza może trafić nowy cennik biletów MPK, który ma wejść w życie od października, uchwała zmieniająca tegoroczną listę miejskich wydatków, dzięki której w kilkudziesięciu przedszkolach jeszcze w tym roku mają pojawić się nowe okna, czy też podwyżka czesnego za żłobki.
Skąd te problemy? Uchwały mogą zapadać jedynie na sesjach rady. A z formalnego punktu widzenia czwartkowe zebranie w Ratuszu wcale nie było sesją. Wszystko przez jedno zdanie, którego przewodniczący nie wypowiedział, chociaż musiał to uczynić.
Statut Miasta w paragrafie 35 określa to wyraźnie: "Otwarcie sesji następuje po wypowiedzeniu przez Przewodniczącego Rady formuły: "Otwieram sesję Rady Miasta Lublin'”. Ale w czwartek przed tygodniem takie słowa nie padły. - Niemożliwe - dziwi się Piotr Dreher (PiS), przewodniczący rady. - Jestem pewien, że wypowiedziałem tę formułkę. Ale to sprawdzę.
Kilka minut po spotkaniu Dreher sam kontaktuje się z redakcją. - Rzeczywiście, takie słowa nie padły. Ale użyłem innych - przyznaje przewodniczący. Tymczasem podczas sesji Dreher stwierdził jedynie, że przechodzi do punktu pierwszego, czyli otwarcia obrad. A to nie to samo, co określona w statucie formuła. - Jeżeli mówiłem, że przechodzimy do punktu pierwszego, czyli otwarcia obrad, to znaczy, że sesja została otwarta - przewodniczący obstaje przy swoim.
Ale nie wszyscy są tego samego zdania. - Gdyby ktoś to zauważył, na przykład wojewoda, mogłoby to skutkować ewentualnym uchyleniem uchwał - stwierdza Dariusz Sadowski, opozycyjny radny Lewicy i Demokratów. Ale przyznaje, że to uchybienie również umknęło jego uwagi, choć na sesji był od samego początku.
W sprawie miejskich radnych wojewoda nie będzie musiał dopytywać się radnych, czy przewodniczący otworzył sesję, czy też nie. Wystarczy, że sięgnie po protokół z obrad spisywany z taśmy magnetofonowej.
Dominik Smaga
Już raz tak było
Do precedensu doszło w styczniu 2003 roku. Wojewoda stwierdził wówczas, że uchwała sejmiku o zastąpieniu przez radnego Ignacego Czeżyka innego radnego, jest nieważna.
Taka uchwała mogła zapaść wyłącznie na sesji, a sesja może się toczyć tylko wtedy, gdy na sali jest co najmniej połowa radnych.
Do połowy brakowało
wtedy jednej osoby. Przewodniczący obradom Ryszard Bender najpierw poddał pod głosowanie uchwałę w sprawie Czeżyka i przyjął od niego ślubowanie. W ten sposób na sali pojawił się kolejny radny, a przewodniczący wypowiedział formułkę otwierającą obrady.