Zamknięte sale rozpraw i puste biura. Tak od poniedziałku wygląda wiele sądów w naszym regionie. Walczący o podwyżki pracownicy administracyjni masowo poszli na zwolnienia lekarskie. – Zarabiamy niewiele ponad 2 tys. zł – skarżą się.
Pracownicy sądowych biur i protokolanci poszli śladem policjantów, którzy niedawno protestowali w podobny sposób. Pracownikom komend i komisariatów udało się wywalczyć podwyżki. Teraz wyższych płac domagają się osoby odpowiedzialne za codzienną pracę sądów. Wiele z nich, mimo długiego stażu pracy, zarabia niewiele ponad 2 tys. zł „na rękę”.
– Nasze zarobki nie były rewaloryzowane od 2009 r. Resort podaje, że średnie zarobki w sądownictwie to 4900 zł. To być może prawda, ale dla informatyków czy specjalistów od RODO. Urzędnicy w sądach zarabiają średnio 2300 zł netto, ale znam ludzi, którzy po 10 latach pracy dostają na rękę 1900 zł, a po 30 latach zaledwie 2,5 tys. – mówi jedna z protestujących pracownic Sądu Rejonowego w Zamościu.
Urzędnicy są rozżaleni. Przyznają, że do protestów doprowadził ich brak perspektyw na podwyżki.
– Gdyby nie pożyczki od znajomych, czy rodziny nie udałoby się nam związać końca z końcem. Najgorsze problemy mają osoby samotne lub samotnie wychowujące dzieci, które nie mają dwóch pensji w domu – mówi nasza rozmówczyni.
W Zamościu większość interesantów reagowała na protest ze zrozumieniem. Ci, którzy przyjechali na rozprawy z daleka, nie kryli jednak zdenerwowania.
– Na 92 urzędników w pracy były 32 osoby. W niektórych wydziałach był tylko przewodniczący i kierownik sekretariatu. Sprawy spadały z wokandy, bo nie było protokolantów. Ze względu na brak pracowników zamknięte było Biuro Obsługi Interesanta. Praca w biurze podawczym odbywała się w bardzo ograniczonym zakresie, bo był tylko jeden pracownik – przyznaje Zbigniew Bełz, dyrektor Sądu Rejonowego w Zamościu.
Bardzo trudna sytuacja panuje w Sądzie Rejonowym Krasnymstawie. Na 22 pracowników administracyjnych do pracy przyszła w poniedziałek jedna osoba. To sparaliżowało pracę całej instytucji.
– Faktycznie tak to wygląda – przyznaje sędzia Joanna Smyk, prezes Sądu Rejonowego w Krasnymstawie. – Rozprawy zostały odwołane. Nie przyjmujemy i nie wysyłamy poczty. Odbieramy jedynie pisma, które interesanci osobiście przynoszą do sądu. Nie działa też czytelnia akt.
Tak może być przynajmniej do końca tygodnia. Większość zwolnień spływających do sądów wystawiona jest bowiem na 5 dni. Dokładnych statystyk jednak nie ma.
– Skupiamy się na zapewnieniu ciągłości pracy sądu – zapewnia sędzia Barbara Markowska, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Mimo rzekomego protestu się u nas rozprawy odbywają bez większych zakłóceń.
Jak informuje rzecznik, w SO żadna sprawa nie została w poniedziałek odwołana z powodu absencji pracowników. Podobnie było w Sądzie Rejonowym Lublin-Zachód.
W Sądzie Okręgowym w Lublinie w wydziałach orzeczniczych do pracy przyszło tylko 17 proc. pracowników cywilnych. W działach finansowym czy administracyjnym frekwencja sięgnęła 50 proc. W Sądzie Rejonowym Lublin-Zachód do godz. 14 na 367 pracowników administracyjnych chorowało 215 osób.
Podobna sytuacja panowała w innych miastach. W Kraśniku i Lubartowie do pracy nie przyszło ok. dwie trzecie pracowników tamtejszych sądów. W Opolu Lubelskim frekwencja wyniosła zaledwie 21 proc. Najzdrowsi okazali się zatrudnieni w Sądzie Rejonowym we Włodawie, gdzie zanotowano stuprocentową frekwencję.