Sąd skazał Krzysztofa H. na trzy lata więzienia za próbę molestowania dziecka. I tego samego dnia kazał wypuścić go z aresztu. W przeszłości taka wyrozumiałość wymiaru sprawiedliwości omal nie skończyła się tragicznie. Na wolności zboczeniec zaatakował 12-letniego chłopca.
Proces Krzysztofa H. z Lublina zakończył się 18 maja. Sąd Okręgowy skazał go na trzy lata więzienia i jednocześnie zdecydował, że uchyla mu areszt.
– Sąd uznał, że dalszy pobyt Krzysztofa H. w areszcie będzie miał ciężkie skutki dla jego najbliższych – mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Jego konkubina jest chora.
Z trzyletniego wyroku Krzysztof H. odsiedział do tej pory osiem miesięcy. Wezwanie do stawienia się w zakładzie karnym dostanie dopiero wówczas, gdy wyrok się uprawomocni. To może potrwać nawet kilka miesięcy.
Prokuratura nie zaskarżyła decyzji o wypuszczeniu mężczyzny na wolność.
– Areszt stosowany jest po to, żeby proces toczył się bez przeszkód – tłumaczy Dorota Kawa, prokurator rejonowy w Lublinie. – Sąd wymierzył już karę. Nie będziemy odwoływać się od wyroku.
Krzysztof H. wpadł we wrześniu ub. roku. Wówczas policja otrzymała sygnały o mężczyźnie, który siedząc w samochodzie zaczepia dzieci na terenie gminy Ludwin. Zboczeniec zatrzymał się przy 12-latku, który szedł na boisko. Zapytał, jak dojechać do sąsiedniej miejscowości. Potem poprosił chłopca, by z nim pojechał i pokazał drogę. W samochodzie kazał dziecku ściągać spodenki. 12-latkowi udało się wyskoczyć z auta.
Na podstawie rysopisu policjanci wytypowali, że porywaczem jest 41-letni Krzysztof H. Został aresztowany i oskarżony o próbę molestowania 12-latka.
Mężczyzna ma jeszcze jeden proces, który toczy się przed sądem w Świdniku. Według śledczych, jesienią 2009 roku Krzysztof H. zwabił nastolatka do samochodu, a w lutym 2010 roku – kolejnego chłopca do piwnicy. Przytrzymywał ich za ubranie, ale dzieciom udało się uciec.
Za te sprawy został zatrzymany w listopadzie 2010 roku. Prokuratura wystąpiła o jego aresztowanie, ale sąd oddał go pod dozór policji. Podejrzany tłumaczył, że umieszczenie go za kratkami pociągnęłoby ciężkie skutki dla jego rodziny: dzieci i konkubiny. Nie upłynął rok, a zaatakował nastolatków w gminie Ludwin.