

Kontenery na używaną odzież wpisały się w krajobraz polskich miast. Można do nich wrzucać ubrania, pościel, ręczniki, firany, zabawki czy obuwie. Problem w tym, że równie często lądują w nich śmieci. I wokół nich zresztą też. - Rosną góry odpadów, które gromadzą wilgoć, gniją, przyciągają gryzonie i insekty. Jeśli sytuacja się nie zmieni, może dojść nawet do zagrożenia epidemiologicznego – grzmi Tadeusz Głaz, mieszkaniec Lublina.

Już latem Lubelski Oddział Okręgowy Polskiego Czerwonego Krzyża zapowiadał zmniejszenie liczby kontenerów na używaną odzież w regionie Lubelszczyzny. Przedstawiciele PCK argumentowali, że powodem są powtarzające się przypadki niewłaściwego ich użytkowania. Do pojemników często trafiają bowiem śmieci, stare meble, kartony, opony. W ekstremalnych przypadkach: martwe zwierzęta.
W artykule „PCK usuwa kontenery z części województwa. Powodem – odpady i dewastacje” informowaliśmy, że takie sytuacje uniemożliwiają prawidłowe sortowanie odzieży, generują koszty i stwarzają zagrożenie sanitarne. – Z przykrością obserwujemy, że miejsca, które miały służyć pomocy potrzebującym, stają się dzikimi wysypiskami – ubolewali reprezentanci Czerwonego Krzyża.
Podobne doświadczenie ma Tadeusz Głaz. Mieszkaniec Lublina skontaktował się z nami w sprawie czerwonych kontenerów Fundacji z Sercem, które w dzielnicy Wrotków stanęły na terenie spółdzielni mieszkaniowej i przemieniły się w składowisko odpadów.
- Od sześciu tygodni próbuję zainteresować firmy odpowiedzialne za opróżnianie pojemników na używaną odzież. Dzwoniłem na numer podany na kontenerze, wysyłałem zdjęcia, interweniowałem. I za każdym razem słyszałem obietnice, że problem zostanie rozwiązany w ciągu kilku dni. Minęło półtora miesiąca, pojemniki wciąż stoją przepełnione, a wokół nich piętrzą się sterty ubrań.
- Czerwone, niebieskie i kremowe pojemniki różnych organizacji są przepełnione. Nikt ich nie opróżnia cyklicznie, a ludzie, którzy oddają ubrania z myślą o potrzebujących, widzą, jak te rzeczy niszczeją pod gołym niebem. Najgorsze jest to, że pojemniki ustawiono bez zgody wspólnoty, na naszym terenie. Nie sprzeciwiamy się samej idei zbiórek odzieży. To szczytny cel. Ale skoro ktoś podejmuje się takiej działalności, powinien ją prowadzić rzetelnie. Tymczasem brak regularnego odbioru sprawia, że wokół kontenerów robi się bałagan, a mieszkańcy czują się zlekceważeni – opowiada pan Głaz.
Rosną góry śmieci
Problem powstał wraz z początkiem stycznia i wejściem w życie dyrektywy Unii Europejskiej, która zakazuje wyrzucania zużytej odzieży do zwykłych koszy na śmieci. Samorządy nie zorganizowały punktów selektywnej zbiórki. Ludzie, nie dbając o środowisko, zaczęli zostawiać używane ubrania w przypadkowych miejscach miast.
Złotym rozwiązaniem nie są też stawiane przez organizacje charytatywne i fundacje kontenery. Nawet jeśli przypominają one, że do pojemników wrzucać należy wyłącznie czyste, używane rzeczy nadające się do ponownego użytku, a nie śmieci i zniszczone przedmioty, bo zebrane dary trafiają następnie do osób potrzebujących.
- To staje się poważnym problemem komunalnym i sanitarnym. Ustawodawca nakazał nam segregować odpady, w tym odzież i obuwie, ale firmy obsługujące kontenery nie wywiązują się z obowiązków. W efekcie przy pojemnikach rosną góry śmieci, które gromadzą wilgoć, gniją, przyciągają gryzonie i insekty. Jeśli sytuacja się nie zmieni, może dojść nawet do zagrożenia epidemiologicznego – mówi Tadeusz Głaz.
