Często dla pacjentów wcielamy się w rolę ich rodziny, psychologa albo nawet księdza. Ale dla naszej pracy nie ma szacunku – mówiły w poniedziałek rozgoryczone pielęgniarki ze szpitala przy ul. Jaczewskiego w Lublinie
Kilkaset pielęgniarek i położnych protestowało w poniedziałek od rana w budynku bloku operacyjnego SPSK4 w Lublinie. Według informacji przekazanych przez związkowców było ich ponad 300. Domagają się podwyżek.
– Mamy reprezentację z całego szpitala. Mimo tego pełna obsada jest na oddziale intensywnej terapii, oddziale intensywnego nadzoru kardiologicznego oraz intensywnego nadzoru noworodków, a także szpitalnym oddziale ratunkowym – zapewniała Dorota Ronek, sekretarz Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy SPSK4 w Lublinie. – Pacjenci są także pod opieką wykwalifikowanych pracowników innych zawodów m.in. lekarzy, ratowników medycznych, sanitariuszy, salowych. Nie ma więc zagrożenia – podkreśliła.
Dodała, że pielęgniarki są bardzo zdeterminowane i chcą protestować również w nocy. Chcą zarabiać o 1500 zł brutto więcej.– Mamy wyczerpującą pracę. Musimy być jednocześnie matką, ojcem, psychologiem i księdzem. Do tego coraz to nowe procedury i wymagania. Nikt tego jednak nie docenia, nie ma szacunku dla naszej pracy. Dlatego będziemy protestować do skutku, bo chcemy godziwie zarabiać – mówi jedna z protestujących pielęgniarek.
– Mam 56 lat, wyższe wykształcenie, specjalizację, cały czas kończę nowe kursy i szkolenia. To jednak w ogóle nie jest doceniane, nie idą za tym żadne gratyfikacje finansowe – zaznacza pani Urszula. – Moje zasadnicze wynagrodzenie brutto wynosi 4150 zł z czego „na rękę” zostaje mi ok. 3300. Co to za zarobki, zwłaszcza po tylu latach pracy? – dodaje pielęgniarka.
– Będziemy protestować do skutku, aż coś się zmieni. Nie mamy wyjścia, bo w ogóle się nas nie słucha – podkreśla inna. – Od pielęgniarek się tylko wymaga. Cały czas musimy podnosić swoje kwalifikacje, nie możemy stać w miejscu. Oczekujemy jednak, że ktoś nas za to doceni – dodaje pani Anita, która pracuje w SPSK4 ponad 20 lat.
Przedstawiciele pielęgniarek mają się dzisiaj spotkać z wojewodą i dyrekcją szpitala. – Jesteśmy przygotowani organizacyjnie na braki w personelu. Mimo tego zgłaszają się do nas pacjenci ze skargami, bo ta sytuacja jest dla nich bardzo niekomfortowa i mają obawy – mówi Marta Podgórska, rzeczniczka szpitala. – Z pielęgniarkami nie ma dialogu. Nadal nie wiemy np. ile pielęgniarek będzie protestować w jednym czasie. Nie możemy też skontaktować się z ich pełnomocnikiem, co jest absurdalne.
Dodaje, że w szpitalu w związku z brakami wśród pielęgniarek jest o połowę mniej pacjentów. – W tym momencie jest ich 470, a szpital ma 800 łóżek i 100 dostawek – mówi Podgórska.
Czy pacjenci odczuli braki personelu? – Jestem często na oddziale neurologicznym i mam porównanie, jak wyglądała sytuacja przed i w czasie strajku. Pielęgniarek jest rzeczywiście mniej, te które są radzą są bardzo dobrze, więc pacjenci nie czują różnicy – mówi Arkadiusz Ostrowski z Radawca, którego spotkaliśmy w SPSK4.
– Mój brat ma poważne złamanie i wymaga operacji. Nie wiemy jednak czy zostaniemy przyjęci, bo mamy informację o brakach wśród personelu. Czekamy na decyzję lekarza, ale mamy świadomość, że mogą być problemy – denerwowała się pani Katarzyna, której brat trafił w poniedziałek na szpitalny oddział ratunkowy przy Jaczewskiego.