Rozmowa z prof. Andrzejem Podrazą, politologiem z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
W pierwszej turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda wyprzedził Bronisława Komorowskiego o zaledwie 1 proc. głosów. Czy ta różnica daje przewagę przed decydującym starciem?
- Jest to w dalszym ciągu absolutnie otwarta sprawa i trudno jest powiedzieć, kto ostatecznie wygra. Decydujące mogą okazać się detale, jak na przykład niefortunna odpowiedź Bronisława Komorowskiego na pytanie młodego chłopaka, który zapytał go, jak jego siostra ma kupić mieszkanie zarabiając 2 tys. zł miesięcznie. Takie rzeczy mogą zapaść w pamięci opinii publicznej i negatywnie wpłynąć na decyzję o wyborze któregoś z kandydatów. Istotne będzie też to, jak wypadną dwie debaty i który z pretendentów będzie bardziej wyrazisty i przekonujący. I kto nie popełni błędu. Ważna kwestia to możliwość przejęcia elektoratu trzeciego w pierwszej turze Pawła Kukiza. Pozyskanie nawet drobnej części jego wyborców może zdecydować o wyborze. W tej chwili ciężko jest dywagować o tym, kto wygra, nie ma co też wierzyć sondażom, które nie do końca potwierdziły się w pierwszej turze.
Z pomysłem poprowadzenia jednej z debat z udziałem obu kandydatów wyszedł Paweł Kukiz. Czy to byłby dobry pomysł?
- Sam pomysł jest dość kontrowersyjny, do tej pory nic takiego nie miało miejsca. To mogłoby być ryzykowne zwłaszcza z perspektywy obecnego prezydenta. Jego pojawienie się na takiej debacie mogłoby oznaczać, że nie do końca poważnie traktuje swój urząd. Z drugiej strony któryś z kandydatów mógłby na tym dużo zyskać. Nie wiadomo jednak, jak miałoby przebiegać takie starcie i czy kandydaci poradziliby sobie z pytaniami. Na pewno dla Bronisława Komorowskiego byłoby to trudne do zaakceptowania, ale jeśli w takiej debacie wziąłby udział sam Andrzej Duda i sprostał pytaniom, a jego odpowiedzi byłyby satysfakcjonujące dla wyborców Kukiza, to mógłby mieć wygraną w kieszeni.
Czego można się spodziewać po dwóch debatach, które odbędą się w ostatnim tygodniu przed drugą turą?
- Debaty zawsze są niewiadomą. Podstawowa kwestia to przygotowanie merytoryczne, niezwykle ważne jest też przeprowadzenie symulacji pytań i odpowiedzi na nie. Trzeba być nie tylko przygotowanym, ale też nie dać wyprowadzić się z równowagi. Pamiętamy przecież debatę z 1995 roku, gdy ówczesny prezydent Lech Wałęsa nie zapanował nad sobą w starciu z Aleksandrem Kwaśniewskim, co miało wpływ na ostateczny wynik wyborów. Istotny będzie też wygląd i zachowanie kandydatów. Wygrana w debacie, jeśli byłaby bezapelacyjna, mogłaby okazać się kluczem do sukcesu, ale nie ostatecznym. Wyborcy przecież w ostatniej chwili mogą zmienić preferencje.
W debacie przed pierwszą turą wziął udział Andrzej Duda. Jak pana zdaniem wypadł pod względem wyglądu i zachowania?
- Trudno nazwać to debatą, mieliśmy tu raczej do czynienia z wypowiedziami kandydatów, ale zabrakło dyskusji między nimi. Jednak Andrzej Duda wypadł tu dobrze, jakkolwiek pamiętajmy, że mówił do telewidzów. Widać było, że miał przygotowane odpowiedzi i zabrakło elementu zaskoczenia. Co innego będzie, gdy w debacie weźmie udział dwóch kandydatów. Istotne będą spokój, refleks i dążenie do tego, by atrakcyjnie "pogrążyć" rywala i zrobić to z klasą.
Jak ocenia pan nagłe zainteresowanie Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy dla jednomandatowymi okręgami wyborczymi, które były głównym postulatem Pawła Kukiza?
- Jeśli chodzi o akceptację jednomandatowych okręgów wyborczych, to obaj kandydaci powinni być bardziej wstrzemięźliwi, bo to decyzje niezwykle ważne z uwagi na obecnie panujący ustrój w państwie. JOW-y mają swoje zalety, ale też i wady. Czasem dochodzi do tego, że w tym systemie wielu wyborców nie ma swoich reprezentantów w parlamencie, czego przykładem są ostatnie wybory w Wielkiej Brytanii. Także dla Pawła Kukiza mogłyby one oznaczać, że nie wprowadziłby nikogo do Sejmu. Nie można podejmować takich decyzji pod wpływem chwili. Może warto byłoby pójść w stronę ordynacji mieszanej, tak, jak ma to miejsce w Niemczech? Zwłaszcza, że elektorat Kukiza wydawał się być mniej zainteresowany akurat tym postulatem, a po prostu pokazaniem żółtej kartki obecnie rządzącym.
Jak ocenia pan kampanię obu kandydatów po pierwszej turze? I czego możemy się spodziewać w kolejnych dniach?
- Ta kampania jest niezwykle intensywna. Zwłaszcza w wykonaniu Andrzeja Dudy, który zaczął ją już w poniedziałek o 7 rano i bierze udział w dużej liczbie spotkań. Bronisław Komorowski ma ich nieco mniej, co jest tłumaczone jego obowiązkami jako głowy państwa. Uważam, że w ostatnich dniach przed drugą turą możemy też spodziewać się czarnej kampanii. Takie chwyty mogą się jednak pojawić tuż przed ciszą wyborczą, aby kontrkandydat nie miał za dużo czasu aby odpowiedzieć na ewentualne zarzuty. To oczywiście tylko domniemanie, ale coś takiego obserwowaliśmy już przed pierwszą turą.