Nie sposób odmówić wydajności Aleksandrowi Naumanowi i działaczom Samoobrony
Co należy zrobić, by przez pół godziny tarzać się ze śmiechu po podłodze. A potem jeszcze przez godzinę rechotać. Oto prosta recepta: wystarczy wziąć do ręki gazetę. W gazecie przeczytamy: „Polacy najbardziej pracowici w Europie”. I już się śmiejemy. A potem dziwimy: których to Polaków ma autor na myśli?
Może posłów, którzy przychodzą średnio na co dwudzieste posiedzenie sejmu?
Czy może urzędników, którzy owszem, są bardzo pracowici i dokładni. Bo przez osiem godzin robią sobie kawę, jedzą i plotkują. Nie dość, że pracowici, to jeszcze w 100% skuteczni: żaden petent niczego od ręki nie załatwi.
A może chodziło o polskich piłkarzy, którzy w pocie czoła biegają za piłką przez pierwszy kwadrans każdego meczu? A potem w pocie czoła już tylko człapią przy linii bocznej?
Ale zaraz... Kiedy czytamy gazetę dalej, to okazuje się, że owszem – pracowici jesteśmy, ale mało wydajni.
I tu się zgodzić już nie mogę.
Bo jakże to?! Taki Nauman przecież bardzo wydajny był (dopóki go nie przyskrzynili) – aż trzy konta w Szwajcarii sobie „wypracował”.
Nie sposób też wydajności odmówić działaczom Samoobrony, którzy chyba wszystkie swoje dzieci na kolonie wysłali. Za państwowe pieniądze.
Wydajni są również posłowie: potrafią wydać kilkanaście tysięcy złotych rocznie na znaczki i koperty. Jeżeli to nie jest wydajnością, to cóż nią jest?!
Do wydajnych zaliczyć wypada i sporą część rencistów. Sami sobie rentę załatwili, a jeszcze pracują gdzieś pokątnie. I tego dyrektora, co żonie posadę załatwił, i prezesa, który oskubał własną firmę, i tego naczelnika, który... itd.
Ale może kiedyś się to zmieni. Może kiedyś kombinatorzy staną się pracowici. A ci, co niby tak dużo pracują, zrobią się wydajni. Może wtedy reszta Europy przestanie się tarzać ze śmiechu, czytając, że jesteśmy bardziej pracowici od Niemców, Szwedów czy Anglików.
Bo na razie brzmi to jak początek programu „Nie do wiary”.