Zanim Europa przygarnie nas do serca, nakarmi, ubierze i napoi tanią whisky, trwa poważna dyskusja o tym, czym moglibyśmy odwdzięczyć się jej najpełniej i najpiękniej . Zasadnicze pytanie brzmi: co powinniśmy do Europy wnieść, skoro mamy z niej wynieść tak wiele oraz jak to zrobić, żeby przy okazji wyjść na swoje. Niżej podpisany próbuje wrzucić do wspomnianego ogródka kilka własnych kamyczków, z tym, że są to kamyczki poważne trochę inaczej, dla porządku ułożone alfabetycznie.
Jeżeli bilonu naprawdę nie produkuje się, jest to sygnał bardzo niepokojący. Może on oznaczać, że ktoś przezorny nie wyklucza powtórki z historii, kiedy to drobne okazały się zupełnie bezużyteczne. Jeżeli natomiast bilon jest, ale tylko w bankach, to po prostu znaleźliśmy sposób, by wyraźnie odróżnić się od Europy, równocześnie wnosząc do niej coś nowego.
Nigdy nie zauważyłem za granicą, by ktoś żądał odliczonych pieniędzy albo miał kłopot z wydaniem reszty. U nas zjawisko to występuje nagminnie i wręcz bezwyjątkowo. Gdy cena wynosi pięć dziewięćdziesiąt osiem, a klient dysponuje „okrągłą” kwotą złotych sześciu, może być pewien, że najpierw usłyszy pytanie, czy ma pięć dziewięćdziesiąt osiem. W razie odpowiedzi przeczącej, pada następne: „a może dziewięćdziesiąt osiem?” i kolejne: „a może osiem?”
W zależności od stopnia inwencji, mogą też być formułowane różne pytania dodatkowe, np. „a może trzy grosze, może osiemnaście, może czterdzieści osiem?” Po takiej, nie zawsze krótkiej i z reguły bezowocnej konwersacji, połączonej z nerwowym przeszukiwaniem kieszeni i pojękiwaniem kolejki – sprzedawca bezradnie wyciąga z kasy dwa grosze, chyba że rzeczywiście ich nie ma.
O co więc chodzi, bo chyba nie o dwa grosze? Właśnie o konwersację! Konwersacja, nawet banalna, zbliża ludzi i stanowi podstawę nauki języków obcych. Tę naukę od czegoś trzeba będzie zacząć, czemu by nie od liczebników. Tak trzymać !