

Na przejściach granicznych z Białorusią ustawiono barykady, rozwinięto drut kolczasty i wstrzymano wszelki ruch. To reakcja polskiego rządu na ćwiczenia Zapad 2025, w których uczestniczą tysiące żołnierzy z Rosji i Białorusi. – Jesteśmy zakładnikami systemu – skarżą się polscy przedsiębiorcy, których kierowcy utknęli na przejściach Terespol-Brześć i Kukuryki-Kozłowiczy.

12 września Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało, że zawieszenie ruchu granicznego obowiązuje na obu kierunkach, trwa aż do odwołania i dotyczy kwestii bezpieczeństwa narodowego.
Według oficjalnych danych w manewrach Zapad 2025 udział bierze około trzynastu tysięcy rosyjskich i białoruskich żołnierzy, ale szacuje się, że to dane celowo zaniżone i ich liczba może być nawet dwukrotnie razy większa. Ćwiczenia mają skończyć się 16 września (więcej o ćwiczeniach Zapad w naszym tekście: Zapad-2025: Jakie cele ma Rosja i czego można się obawiać?)
Przynajmniej do tego czasu kierowcy samochodów osobowych nie przekroczą granicy na przejściu drogowym Terespol-Brześć, zaś kierowcy pojazdów ciężarowych: przejścia drogowego Kukuryki-Kozłowiczy. Ponadto zamknięte pozostają trzy kolejowe przejścia graniczne dla ruchu towarowego: Kuźnica Białostocka-Grodno, Siemianówka-Swisłocz, Terespol-Brześć.
– Podczas ćwiczeń armia rosyjska i białoruska trenuje scenariusze o charakterze agresywnym wobec naszego kraju. Ruch wznowimy, gdy będziemy pewni, że bezpieczeństwo Polaków jest zagwarantowane, że nie grożą nam żadne prowokacje. Będziemy na bieżąco analizować sytuację. To decyzja podjęta w związku z manewrami, a nie na czas ich trwania - informował w oficjalnym komunikacie minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński.

Problem w tym, że - zdaniem kierowców i polskich przedsiębiorców, z którymi rozmawialiśmy - informacja o zamknięciu granicy ogłoszona została nagle: na dwie i pół doby przed wstrzymaniem wszelkiego ruchu między Polską a Białorusią. W konsekwencji na przejściach granicznych, również po stronie białoruskiej, utknęli polscy kierowcy.
– Cała firma utopiona w Brześciu. Mam pięć aut i wszystkie są po stronie białoruskiej. Tak się fatalnie złożyło, że realizowaliśmy zlecenia na dzień przed zamknięciem granicy i w dniu, w którym granica się zamykała. Pan Kierwiński mówił, że były dwie i pół doby na reakcję. I że mieliśmy czas. Minister nie ma zielonego pojęcia, co mówi. To nie jest tak, że hop siup się wjeżdża na Białoruś i za godzinę jest się przeładowanym do Polski. Jak padła informacja z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, to nagle zrobiło się 400 aut w kolejce w Brześciu. To jest półtorej doby oczekiwania. Jak oni mieli wyjechać? Białorusini rozkładają ręce. Nic nie wiedzą. Na ten moment jest prawie 800 zarejestrowanych samochodów na wjazd do Polski, tylko granica jest zamknięta – mówi nam Marcin Dylda z MD Trans.
– Mamy dwa auta po stronie białoruskiej. Jedno z nich załadowane towarem do Unii Europejskiej. I nie wiemy, co robić. Czekamy na jakiekolwiek informacje ze strony władz. To jest kilkaset zblokowanych aut. Nie parędziesiąt. Czujemy się jak zakładnicy systemu. Słowa ministra o odpowiednim czasie na reakcję to jakaś paranoja. Ktoś jest niepoważny – skarży się Mateusz, przedsiębiorca z Lubelszczyzny.
– Informacja o zamknięciu granicy podana została zbyt późno. Samochody już były załadowane na Białoruś, ładunki pobrane z tygodniowym wyprzedzeniem, bez możliwości niedowiezienia towaru. A teraz kierowcy nie mogą wrócić do domu. Nie wiadomo, czy granica otwarta zostanie jutro, czy za tydzień, czy w grudniu, czy w ogóle – rozkłada ręce Piotr, właściciel firmy transportowej z Lublina.
– Zatrudniony przeze mnie kierowca jest 45. w elektronicznej kolejce na granicy po stronie białoruskiej. Czekamy po parkingach: kto, gdzie stanie, tam stoi. Po polskiej stronie stoi sześć naszych załadowanych naczep. Przez Litwę nie pojedziemy, przez Łotwę i Estonię też. Wszyscy tamtędy jeżdżą, tylko Polacy nigdzie pojechać nie mogą, bo z kolei Białorusini te kierunku zablokowali – martwi się Daniel, kolejny zafrasowany lubelski przedsiębiorca.
– Mam zamrożone auta. Generują koszty. Dziwię się, że Polska posunęła się do tak drastycznych środków. Każdy traci. Przecież nie tylko ja. Państwo też. Wystawię urlopy, nie zapłacę ZUS-u, składek, wszystko się posypie. A zastój dotyczy kilkuset polskich samochodów! – puentuje Cezary, lubelski przewoźnik międzynarodowy.
Minister Marcin Kierwiński zapewniał, że rządowi zależy, żeby okres zamknięcia granicy trwał jak najkrócej. Po nim Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji podejmie decyzję o ewentualnym wsparciu dla poszczególnych branż przemysłu, które ucierpiały na zamknięciu ruchu granicznego.
